Jako, że ostatnio wody w rzekach nie ma zbyt wiele to i sam spływ był odkładany. Tym razem jednak po dość obfitych deszczach okazał się wystarczający. Wodowskaz wskazywał niecałe 80 cm. W praktyce okazało się, że wymóg ten nie wziął się znikąd. Wielokrotnie bowiem zdarzało się szurać kajakami po dnie i przy niższym stanie mogłoby być ciężko.
Spotykamy się o 8 w Smizanach. Tam zostawiamy jedno auto i jedziemy na start do Hrabusic. Po zrzuceniu kajaków odstawiam samochód na pobliski kamping gdzie zamierzamy spędzić noc.
Pamiątkowe zdjęcie przed startem
I już na wodzie
Początkowo wąska rzeka wije się wśród zakrzaczonych brzegów. Nie podoba nam się to, że znajduje się w niej dość sporo śmieci. W końcu to jednak park narodowy, poza tym za sam spływ pobierane są opłaty. Szkoda, że nikt nie kwapi się z ich uprzątnięciem.
W końcu na horyzoncnie pojawiają się pierwsze widoki skał
Trafiła się również jedna zwałka. Jest ona o tyle uciążliwa, że z drzewa wystają dość ostre gałęzie. W przypadku pneumatyków może stanowić to pewne ryzyko.
Widok skalistych brzegów towarzyszyć będzie nam już praktycznie do samego końca. Właściwie to na to liczyliśmy i po to tam pojechaliśmy.
Po około dwóch godzinach dopływamy do Smizanów, gdzie kończymy spływ. Obydwoje z Jackiem stwierdzamy, że było warto.
Jedziemy na kemping gdzie szybko rozkładamy namioty.
Następnie już pieszo ruszamy na pobliską Suchą Belę.
Po powrocie odwiedzamy jeszcze pobliską knajpkę, aby spróbować haluszków i innych specjałów miejscowej kuchni.
Kolejnego dnia ponownie ruszamy nad Hornad. Tym razem będziemy mieli okazję oglądać go z perspektywy brzegu. Naszym celem jest Klastorisko.
Na szczycie sycimy oczy otaczającymi widokami
Jacek nawet próbuje studiować miejscową prasę
Nie pozostało nic innego jak zejść na kemping, spakować namioty i udać się w podróż powrotną do domów.