2021.24.07-04.08 Wisła Warszawa-Gdańsk

Ostatnio byłem... albo: kiedyś byłem...
Glynu
Posty: 24
Rejestracja: 22 sty 2022, 10:36
Lokalizacja: Płocho
moja flota: Canoe
Dziękował(a):: 4 razy
Podziekowano: 22 razy

2021.24.07-04.08 Wisła Warszawa-Gdańsk

Post autor: Glynu »

„Starszy, a co tak żywego ducha na wodzie?!” czyli terraformacja wysp wiślanych między Warszawą a Gdańskiem 24.07-04.08.2021
Parafrazując Henryka S. Rok dwutysięczny dwudziesty pierwszy był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia. Współcześni kronikarze wspominają, że w przedziwnym kraju z g*wna i tektury miłościwie panujący Jarosław I tylko trochę mądry chciał pobudować w Siarzewie kolejną zaporę przegradzającą Wisłę. Był to impuls do zrealizowania od dawna kiełkującego planu by spłynąć trochę na leniucha największą rzeką w krainie wiecznie rosnącej cebuli.
Na leniucha bo dla ułatwienia logistyki start zaplanowałem w Warszawie, metę zaś w Gdańsku. Kilometrówkę, powycinane mapy wody, locję miałem od dawna na dysku, jednak skoro rok dziwny to i spływ nie mógł być całkiem normalny i nic z przygotowanych wcześniej pomocy nawigacyjnych nie zabrałem. Mój świat przestał już być różowy, zaraz potem dotknęła mnie kolejna rodzinna przykrość, głowa potrzebowała więc resetu bardziej niż zwykle.
Na towarzysza wyprawy zabrałem mego nieodłącznego druha wodnych wojaży – Zakapiora. Nie podrukowałem map, locji, kilometrówki. Nie zabrałem gotowych map papierowych, przewodnika jednego czy drugiego autora, które z pozaznaczanymi stronicami z ważkimi informacjami kurzą się na półce. Nie zabrałem gpsa, który leży gdzieś niewiadomo gdzie w domowym bałaganie. Nawet piwa zabrałem jedynie na pierwsze 2-3 dni wyprawy. Świadomość tego ostatniego wkalkulowała w spływ ryzyko śmierci z odwodnienia.
Poza jedzonkiem, zestawem biwakowym, miską do płukania złota miałem jedynie telefon. Kazio zabrał dodatkowo kompas, ale telefony starczyły nam za nawigatorów.
W piątek skończyłem wcześniej pracę w kieracie by autem z zestawem kościółkowych ciuchów dotrzeć do Gdańska. Zostawiłem auto koło mojego ulubionego kempingu i pierdolino udałem się w drogę powrotną. Piwo wypite w warsie umiliło podróż choć częściowo, choć bilet to nie były tanie rzeczy. Jakie piękne były czasy gdy człowiek miał zniżkę studencką i mobilną melanżownią - słonecznym jechało się za ok 15 blaszek…
Rano transportem kombinowanym (składam serdeczności dla Tomka i Emilki) dotarliśmy nad brzeg Wisły (co kosztowało nas po 20 PLNÓW od auta, a było to dopiero preludium nieszczęść jakie będą nam towarzyszyć po drodze…).Woda niosła w sobie dużo zawiesiny, ale cieszyliśmy się, że warszawskie ścieki wędrują do wody przez oczyszczalnię. W granicach Warszawy zaliczyliśmy też pierwszą mieliznę która zmusiła nas do wyjścia z łódki i przepchnięcia jej na głębszy obszar. Konieczność trzymania się toru wodnego będzie naszą zmorą przez kolejne dni…
Pierwszy nocleg wypadł nam na wyspie naprzeciwko koszar twierdzy Modlin, na której pięknie zieleniły się już sadzonki pomidorów. Zakapior zabrał się za plecenie kapelusza, nie zabrał bowiem żadnego nakrycia głowy, a słonko smażyło nas obficie. Sypał potem tymi coraz bardziej suchymi liskami na wietrze jak jakaś babcia wierzba czy inny mitologiczny stwór
Kolejny dzień przyniósł chyba najpiękniejszy odcinek jakim płynęliśmy. Woda za Modlinem wydawała się czystsza, odcinek obfitował w liczne wyspy, wysepki, meandry i przede wszystkim, nie widzieliśmy żadnego człowieka. . W czerwińsku zajrzeliśmy do sklepu, browarki wszak trzeba uzupełniać i nabyliśmy flaszkę (tak na wszelki wypadek). Na przystani miejskiej poznaliśmy sympatycznego Wojtka – kajakarza z Ciechanowa, z którym to będziemy się jeszcze kilkukrotnie mijać w trakcie naszej wyprawy. Ta ludzka pustka będzie nam towarzyszyć przez cały spływ. Nieliczni wędkarze, 1 pchacz z barką na którego nie mieliśmy czasu zwrócić baczniejszą uwagę, kilka małych stateczków wycieczkowych i kilka pogłębiarek to w zasadzie cala aktywność ludzka na rzece. Pomijam kilku podobnych nam, z którymi mijaliśmy się na szlaku… Miasta odwrócone plecami do rzeki, obskurne nabrzeża, nieremontowane przystanie, zarośnięte mola i promenady. Z jednej strony to bardzo smutne, z drugiej właśnie po to pływam, by odciąć się od świata jaki mam na co dzień.
Na wysokości Wyszogrodu zerwał się bardzo mocny wiatr, który wiał oczywiście prosto w twarz. Pełni siły, zapału i łaknący przygody siłowaliśmy się z wiatrem próbując znaleźć miejsce na nocleg. Opłynięcie kilku wysp pozwoliło znaleźć plażę prawie idealną. Ładny piasek, trochę opału, drzewa osłaniające od wiatru, dno bez mułu. No bomba! W ruch poszło ognisko, browarki, pianki i inne łakocie.
Płock osiągnęliśmy kolejnego dnia wczesnym popołudniem. Cumując łódkę poślizgnąłem się na slipie i już w kościółkowym ubranku wpadłem do wody. Telefon, kołczan prawilności z dokumentami, pieniążkami, i wszystkim co zazwyczaj mam przy sobie suszył się potem na piecu w pizzerii na rynku. Udało się uratować paszport, kwity od auta (dobrze że kluczyk na spływach mieszka w hermetycznym pudełeczku) i serdecznie dziękuję miłej Pani kelnerce za ręczniki. Po posiłku, drobnych zakupach, podpowiedziach od bosmana ruszyliśmy w stronę zachodzącego słońca aby zyskać kilka dodatkowych kilometrów zalewu Włocławskiego w bezwietrznej pogodzie.
Nocleg wypadł na półwyspie koło Soczewki, na miejscówce przygotowanej przez ofrołdowców. Śniadanie, pakowanie i gdy tylko wychyliliśmy się zza trzcin powiało nam solidnie w twarz. Cały odcinek do samej zapory to bezrefleksyjna siłownia. Po 15 byliśmy w awanporcie. Telefon na śluzę, miła konwersacja z Panem śluzowym, który powiedział że najbliższy spust w dół jest o 17, i żebyśmy dali wcześniej znać to napełnią nam komorę, bo aktualnie jest w dolnym poziomie zalania.
Posiedzieliśmy nie robiąc nic pożytecznego, nadrobiliśmy zaległości w komunikacji międzyludzkiej i po potwierdzeniu telefonicznym pojawiliśmy się w komorze śluzy. Opuszczaliśmy się coraz niżej przycumowani do polera, który opuszczał się w miarę spadku poziomu wody. Gdy byliśmy na dole rozmiar komory śluzy zrobił na nas przeogromne wrażenie. Kazio stwierdził, że jeszcze nigdy nie zmarnował tyle wody za takie pieniądze (4,40 PLN). Niesamowity był praktycznie zerowy prąd w środku, znany z mniejszych śluz kanałów augostowskich i elbląskich. Nocleg zorganizowaliśmy na plażach naprzeciwko miasta. Kolacja z pięknym widokiem nastrajała pozytywnie do życia.
Teraz to już z górki, Bógpomórz, Bobrowniki z ruinami zamku, Nieszawa i jedyny prom widziany podczas spływu. Nocleg wypadł nam na malutkiej wysepce za filarem mostu kolejowego w Toruniu. Piękny widok na nocną panoramę miasta sprawił, że przejeżdżające pociągi nie były bardzo uciążliwe. Spacer po starówce, wizyta w schronie przeciwlotniczym gdzie miła pani kazała mi biegać i darła się, że Niemcy latają nad nami, wypicie dwóch ostatnich piw dostępnych w tajskiej knajpce, wizyta w kolejnej knajpce by nadrobić te braki i wyruszyliśmy dalej. Oczywiście nie muszę mówić, że wiało nam w twarz. A wiało coraz mocniej i mocniej, tak, że pierwszy raz musieliśmy odpuścić i na wysokości Bydgoszczy przeczekać największe szkwały na wysepce. Czas wykorzystaliśmy na zebranie drewna na opał, żeby później już nie szukać i nicnierobienie.
Kolejny nocleg polecił nam spotkany po drodze wędkarz, i to była chyba najlepsza dzika miejscówka. Plaża bez mułu, pierwszy trawiasty nocleg bo jak dotąd zawsze rozbijaliśmy się na piasku, opał na ognisko, widok na zachód słońca. No bomba.
Zrobiliśmy szybkie pranie, ja swoje pier***nąłem na gałązki brzózki, a Zakapior zbudował profesjonalny system suszenia z podpórką, odciągiem i klamerkami. Potem podobne konstrukcje powstawały na kolejnych noclegach.
Kolejnego dnia planowaliśmy odwiedzić dom menonitów, niestety odpuściliśmy z powodu braku dogodnego miejsca do lądowania. Przed Grudziądzem pierwszy raz powiało nam ze względnie korzystnej strony i szczęśliwie udało się tego dnia dotrzeć do ichniejszej przystani. Spędziliśmy tam dwa dni w pięknej marinie za astronomiczną kwotę 10,00 (słownie dziesięć) PLN od łba za dobę. Gorący prysznic, trawa, porcelanka, ochroniarz zamykający wszystko o 22 (sprawdziliśmy organoleptycznie, wejście tylko po sprawdzeniu kto, po co, do kogo). Zwiedzanie muzeum, zamku, ryneczku, poszukiwanie lokalnego piwa które bardzo smakowało nie tylko nam i zostało wykupione w okolicznych sklepach.
Kolejny przystanek wypadł w Gniewie, spacer po miasteczku i kolejny nocleg z widokiem. Podczas rozkładania namiotu wiał taki wiatr, że wyrwało mi mój mały zielony domek z ręki i musiałem go gonić po podmokłej łące. Na szczęście nic poważnego się nie stało. Wiatr oczywiście ucichł zaraz po tym jak rozstawiliśmy namioty…
Kolejny dzień przyniósł nam deszcz i wiatr, wiadomo w twarz. Śluza Biała Góra, Piekło, Cygany, i dopłynęliśmy do Tczewa z nadzieją na wizytę w muzeum, niestety byliśmy 1550, a muzea w Tczewie są czynne do 1600. Bardzo jestem ciekawy co za baran to wymyślił by obiekty muzealne kończyły pracę jak urzędy. Obejrzeliśmy rynek i oddaliliśmy się od tego nieprzyjaznego miasteczka.
Kolejny nocleg wypadł nam w okolicach Kiezmarka na umocnionej larsenami przystani w szczerym polu. Jeśli ktoś kojarzy czemu służyła to chętnie się czegoś dowiem.
Kolejnego dnia postanawiamy się spiąć i zakończyć spływ by mieć więcej czasu na nicnierobienie. Śluza Przegalina z ciekawym systemem poboru opłat w postaci portfela na sznureczku obniżyła nas o jakieś 10 cm. Nawet nie zauważyliśmy tego w porównaniu do 14 m jakie zjechaliśmy we Włocławku. Przerwa na pastwisku dla krówek, które powoli się do nas zbliżały i ciekawie spoglądały gdy opuściliśmy ich łączkę. Meta na ulicy Zimnej w Gdańsku. Jest ogólnodostępna i dochodzi do samej wody. Zostawiłem Zakapiora z dobytkiem a sam udałem się po auto. Na szczęście było tam gdzie je zostawiłem dwa tygodnie wcześniej, zakurzone, optakane przez sraki i posypane patyczkami. Później przy załadunku łódki na belki kibicowali nam lokalni amatorzy trunków wyskokowych, obyło się bez wspólnych toastów.
Ostatnie dwa dni to kemping Stogi, wizyta na jarmarku dominikańskim, nieudana próba zrobienia fotki z bosonogim Wojciechem, browarowanie, burgerowanie i nicnierobienie.
Przegapiłem opis noclegu przy przyczółku czołgowej przeprawy promowej, ale że wyglądał jak wszystkie pozostałe na dziko, to nic nikomu nie ujmujemy tym brakiem. Na mijanych wysepkach posadziliśmy pomidorki, papryki, ziemniaki, jabłka i kilka innych pestek które podjadaliśmy w trakcie spływu. Papierzaki zakopywaliśmy, coby użyźnić glebę pod dalsze uprawy. Miały być straszności to tak po krótce bo i tak się rozpisałem: zamiast złota wypłukaliśmy z piasku tylko warszawskie g**no, więc złudna nadzieja na samofinansującą się wyprawę umarła. Dopiero za Grudziądzem przypomniałem sobie, że mam aplikację z żeglarską mapą Wisły (o ja baran, że wcześniej o niej nie pomyślałem, no debil po prostu), straciliśmy nóż, kilka śledzi, kuchenka benzynowa nie chciała działać, wylał mi się olej w worku z jedzeniem, zgniotły na keczup pomidorki. Z plusów dodatnich to po powrocie dotarła do mnie informacja, że minister środowiska wstrzymał decyzję o budowie stopnia wodnego w Siarzewie może to i lepiej, że teraz, niż jak już zostałyby wypłacone pieniążki z budżetu na kolejne etapy inwestycji.
Zakapiorku, dzięki za wspólne pływanie, ogniskowanie i browarowanie! Za rok druga połowa!
Ten wpis powstał za namową pewnej sympatycznej kajakarki, która podpowiedziała bym przelał na papier te małe przygody, bo zamierzałem zamieścić tylko skrótową relację. Dzięki E. Tradycyjnie postarałem się jak „grubas Walaszek” tak na 28%. ;)
Fotosy:
https://photos.app.goo.gl/6gSyiiAWVC5PjNyeA

zapraszam na mój instagram: czerwone_canoe
glynu
instagram: czerwone_canoe
Awatar użytkownika
rawa
Posty: 892
Rejestracja: 18 gru 2020, 23:42
Dziękował(a):: 123 razy
Podziekowano: 223 razy

Re: 2021.24.07-04.08 Wisła Warszawa-Gdańsk

Post autor: rawa »

Dziękuję za bogatą relację i dzięki temu możliwość podróżowania z wami ;)
Awatar użytkownika
Ra$
Posty: 909
Rejestracja: 17 gru 2020, 15:30
Lokalizacja: Kraków
moja flota: Canoe, żagle i inne pływadła
Dziękował(a):: 416 razy
Podziekowano: 166 razy

Re: 2021.24.07-04.08 Wisła Warszawa-Gdańsk

Post autor: Ra$ »

Glynu! Pisz książki, ja na pewno je kupię! Po Twoim opowiadaniu nie chcę oglądać zdjęć. Mam to wszystko w oczach, a noż na zdjęciu było by inne... Genialnie! Dzięki!
Awatar użytkownika
miandas
Posty: 977
Rejestracja: 17 gru 2020, 15:31
Lokalizacja: wlkp
moja flota: old town camden 120, gumotex solar, gumotex twist 2.1
Dziękował(a):: 97 razy
Podziekowano: 311 razy
Kontakt:

Re: 2021.24.07-04.08 Wisła Warszawa-Gdańsk

Post autor: miandas »

Sikam że śmiechu. Jesteś mocarz.
droga zawsze nagradza
Awatar użytkownika
Mat
Posty: 170
Rejestracja: 17 gru 2020, 16:10
Lokalizacja: wlkp
moja flota: delsyk nifty 385, pirania fusion
Dziękował(a):: 4 razy
Podziekowano: 50 razy

Re: 2021.24.07-04.08 Wisła Warszawa-Gdańsk

Post autor: Mat »

Tekst zajebisty
A widać, że poza plusami ujemnymi były też plusowe
Całkiem niezła wyprawa, kapelusz zresztą też.
ODPOWIEDZ