Pliszka, 4-6.02.2022, Kosobudki-Sądów, 44km
: 08 lut 2022, 22:14
...zaproponowałem taki termin na przechlapanie kajaków, kilka znajomych osób z zasadniczo stałej paczki niestety z różnych powodów odmówiło. Maciej66 miał plan na wcześniejszy weekend lecz wybitnie niesprzyjające warunki pogodowe ( pamiętamy ostatnie wichury ) spowodowały że nie wypalił. Tym chętniej dołączył do mnie a że nie miałem ścisłych planów co do konkretnej rzeczki, zaproponował dwie opcje z których jedną była Pliszka - tą wybraliśmy.
Logistyka: 2 auta, wyjazd z Poznania po 8-ej w piątek, dojazd 170km na metę ( Kunice, 5-6 km niżej miejsca gdzie Pliszka wpada do Odry ) i tam zostawiamy moje toczydło. Busem Macieja ciśniemy na start w Kosobudkach, cofając się kolejne 50km . Niektóre opracowania i przewodniki dla kajakarzy podpowiadają że właśnie niewielki most w tej okolicy to zasadniczo jedyne dogodne miejsce do rozpoczęcia spływu o ile stan wody na to pozwoli. Ostatecznie, wrzucamy na wodę nasze Gumotex-y po godz. 12-ej. Już po 2-ch godzinach mamy za sobą kilka tam bobrowych i całą masę różnej wielkości drewna dryfującego lub blokującego nam drogę. Mijamy rezerwat torfowiskowy Mechowisko. Chwila-moment a jest 17-a i zaczyna powoli przygasać światełko. Planując biwak w lesie warto się przygotować choćby z dogodnym miejscem a takie po ciemku wypatrzeć dosyć ciężko. Miejsce się znalazło i choć początkowo rokowało bardzo dobrze, okazało się że nie będzie do końca właściwe. Szybka decyzja i przenosimy kalmociarnie kilkanaście metrów od rzeki, na pagórek porośnięty bardziej dziarsko wyglądającymi drzewami . Radar pogodowy podpowiada silne wiatry w nocy...taka sytuacja . Rozpalamy solidne ognisko co by się nieco ogrzać bo "suche" galoty niestety nie izolują termicznie od chłodnej w tym okresie roku wody a niestety, było sporo wysiadek z baloników. Rozbijamy namioty i szykujemy kiełbe z grila ( Włodku - jeszcze raz bardzo dziękuję za to wspaniałe narzędzie którym mnie obdarowałeś - sprawdza się wyśmienicie na takich eskapadach ).
Podsumowanie dnia to jakiś dramat : 5h i tylko 7km z założonego na wstępie dystansu Zaczynamy poważnie rozważać zmianę początkowego planu spłynięcia do Odry. Nie jest to pierwsza, leśna rzeka jaką płyniemy ale warunki obecnie panujące na niej są zdecydowanie trudniejsze niż podają opracowania. Ostatecznie, ustalamy że sobota będzie kluczowa. Zobaczymy ile tego dnia zdołamy przepłynąć do godz. 17-17.30 i wtedy ustalimy plan na niedzielę. Po dosyć ostrej, piątkowej rozgrzewce postanawiamy się solidnie wyspać i po zdrowym śniadanku zwijamy obóz, wchodząc na wodę po godz .9-ej przy dosyć ładnej pogodzie. W nocy faktycznie, solidnie wiało . Zaczynamy kolejny odcinek tej przygody która nieco później została przez nas roboczo nazwana...
c.d.n.
Logistyka: 2 auta, wyjazd z Poznania po 8-ej w piątek, dojazd 170km na metę ( Kunice, 5-6 km niżej miejsca gdzie Pliszka wpada do Odry ) i tam zostawiamy moje toczydło. Busem Macieja ciśniemy na start w Kosobudkach, cofając się kolejne 50km . Niektóre opracowania i przewodniki dla kajakarzy podpowiadają że właśnie niewielki most w tej okolicy to zasadniczo jedyne dogodne miejsce do rozpoczęcia spływu o ile stan wody na to pozwoli. Ostatecznie, wrzucamy na wodę nasze Gumotex-y po godz. 12-ej. Już po 2-ch godzinach mamy za sobą kilka tam bobrowych i całą masę różnej wielkości drewna dryfującego lub blokującego nam drogę. Mijamy rezerwat torfowiskowy Mechowisko. Chwila-moment a jest 17-a i zaczyna powoli przygasać światełko. Planując biwak w lesie warto się przygotować choćby z dogodnym miejscem a takie po ciemku wypatrzeć dosyć ciężko. Miejsce się znalazło i choć początkowo rokowało bardzo dobrze, okazało się że nie będzie do końca właściwe. Szybka decyzja i przenosimy kalmociarnie kilkanaście metrów od rzeki, na pagórek porośnięty bardziej dziarsko wyglądającymi drzewami . Radar pogodowy podpowiada silne wiatry w nocy...taka sytuacja . Rozpalamy solidne ognisko co by się nieco ogrzać bo "suche" galoty niestety nie izolują termicznie od chłodnej w tym okresie roku wody a niestety, było sporo wysiadek z baloników. Rozbijamy namioty i szykujemy kiełbe z grila ( Włodku - jeszcze raz bardzo dziękuję za to wspaniałe narzędzie którym mnie obdarowałeś - sprawdza się wyśmienicie na takich eskapadach ).
Podsumowanie dnia to jakiś dramat : 5h i tylko 7km z założonego na wstępie dystansu Zaczynamy poważnie rozważać zmianę początkowego planu spłynięcia do Odry. Nie jest to pierwsza, leśna rzeka jaką płyniemy ale warunki obecnie panujące na niej są zdecydowanie trudniejsze niż podają opracowania. Ostatecznie, ustalamy że sobota będzie kluczowa. Zobaczymy ile tego dnia zdołamy przepłynąć do godz. 17-17.30 i wtedy ustalimy plan na niedzielę. Po dosyć ostrej, piątkowej rozgrzewce postanawiamy się solidnie wyspać i po zdrowym śniadanku zwijamy obóz, wchodząc na wodę po godz .9-ej przy dosyć ładnej pogodzie. W nocy faktycznie, solidnie wiało . Zaczynamy kolejny odcinek tej przygody która nieco później została przez nas roboczo nazwana...
c.d.n.