Z Tomaszowa Mazowieckiego na Pilicy do Płocka na Wiśle

Ostatnio byłem... albo: kiedyś byłem...
Awatar użytkownika
Marcel
Posty: 321
Rejestracja: 20 gru 2020, 20:29
Dziękował(a):: 18 razy
Podziekowano: 116 razy

Z Tomaszowa Mazowieckiego na Pilicy do Płocka na Wiśle

Post autor: Marcel »

Dwie relacje zestawione w jedną.

Trafił się długi weekend, żal było nie skorzystać. W środę rano, kolega podrzucił z całym majdanem do pracy. Dzięki temu, prosto po robocie mogłem iść na przystanek i ruszyć ku przygodzie.
Tramwaj którym jechałem na dworzec, wypadł z szyn zanim zdążył pokonać pierwszy przystanek a ja skasować bilet. Na szczęście udało mi się dojechać autobusem na czas. Wtedy spóźnił się pociąg. Musiał czekać na jakiś opóźniony międzynarodowy, i wyjechał 19 minut później. Dokładnie tyle czasu ile miałem na przesiadkę w Koluszkach...

Obrazek

Koluszki przywitały mnie pochmurną pogodą i brakiem pociągu do Tomaszowa. Pogoda po kilku minutach przerodziła się w nawałnicę, a pociąg na szczęście się odnalazł - przyjechał spóźniony.

Obrazek
Na miejsce - pole namiotowe przy Niebieskich Źródłach w Tomaszowie Mazowieckim dotarłem koło 20.00. Opłata 10pln, czyste toalety, prysznice z ciepłą wodą. W promocji była jeszcze impreza integracyjna jednej z łódzkim firm. Wystartowali o 22 skończyli o 2 nad ranem. Dobrze że byli starzy i muzykę puszczali z moich czasów ;)

Obrazek
Przemocą obudziłem się o 5.30. O 7.10 - na wodzie. Taki widok w miejscu startu.

Obrazek
Piaszczyste brzegi.

Obrazek
Park krajobrazowy.

Obrazek
Zaraz po wypłynięciu z parku, dwa namioty na brzegu.

Obrazek
Początek deszczu. Zaraz przed tym mostem trza było założyć sztormiak. W tej okolicy spotkałem też parę na kanu, która stosowała odmienną strategię. Deszcz ciepły, płyniemy w kostiumach - mniej potem do suszenia.

Obrazek
Kościół w Inowołdzu. Tu był stres. Dosłownie parę metrów niżej zaczyna się kamienne bystrze. Kajak utknął z takim dźwiękiem, że już czułem koniec spływu i konieczność klejenia łaty. Późniejsza wizja lokalna pokazała że nie ma nawet śladu. Chyba (głupi ma szczęście) siadłem na jedynej oponie wśród kamieni stąd taki odgłos.


Obrazek
Padać przestało, za to znów dostępne sielskie widoki. Woda nie jest żółta, tylko przejrzysta. Po prostu dno to czysty piasek, a głębokość niewielka.
Z głębokością wogóle był problem. Tak niski stan wody, że cała praktyka na temat układania się głębin na zakolach - brała w łeb. To czy głębiej po lewej czy po prawej stronie wyspy, albo na wypukłym czy wklęsłym brzegu - ruletka a nie ocena.
Tyle razy co na tym spływie, to jeszcze z kajaka nie wysiadałem.

Obrazek
Nocleg pierwszego dnia. 42km zrobione, bark niestety zaczął boleć. Za promem po lewej stronie, przystań i pole namiotowe za 10pln ;). Prysznic, suszenie, kolacja i spać.

Obrazek
Filtrowanie wody na kolację.

Informacyjnie jeśli chodzi o płyny. W ciągu dnia wypijałem:

0,7 litra wody z magnezem (tabletki z lidla),
0,5 litra izotoniku (tabsy z Decathlona),
0,7 litra samej wody,
około 1.0 litra herbaty.

Trzy litry, a i tak w nocy się budziłem żeby jeszcze pociągnąć z flachy. Całą wodę brałem z rzeki - nie miałem nic zapasu. Filtr spokojnie dawał radę, większość piłem nieprzegotowaną i skutków ubocznych nie było. Ważne żeby mieć przy sobie jeszcze jedną butelkę. Sama filtracyjna nie wystarczy, bo nie ma w niej jak rozpuszczać tabletek. Na trzy dni, przy takich upałach potrzeba 12-15litrów wody. Półtorej zgrzewki do dźwigania.

Przy okazji woda szła do robienia liofilizatów i kaszki. Miałem dwa liofy, oba z loyfooda. Gulasz z kaszą i makaron bolonese. Makaron lepszy bo go było więcej ;). Żywienie wyglądało tak:

śniadanie: kaszka manna z kawałkiem gorzkiej czekolady
drugie śniadanie: pół paczki kabanosów
obiad: liofilizat lub danie gotowe z arpolu
kolacja: to samo co na śniadanie.

Głodny nie byłem. Opakowanie kaszki manny, akurat starczyło na sześć posiłków.

Obrazek
Początek drugiego dnia. Rzadki przypadek drzewa objedzonego przez latające bobry - od góry.

Obrazek
Drugi dzień prawie cały wśród pól i pastwisk. Koło 18.00 spotkałem znowu ludzi na kanu, szykowali się już do obozowania na dziko. Wogóle to mijałem się z nimi przez dwa dni wielokrotnie.

Obrazek
Na koniec drugiego dnia gwałtowna burza. Pierwszy raz jak rozbiłem sam tropik od namiotu i siedziałem pod nim przez godzinę. Bagaże w tym czasie leżały pod kajakiem odwróconym do góry dnem, żeby były jak najmniej mokre.

Obrazek
Dopiero jak deszcz ustąpił, to doprowadziłem obozowisko do porządku. Przy okazji, inaczej złożyłem kajak, żeby był węższy. Bo jestem gruby i nie mieściliśmy się razem w namiocie.

Obrazek
Poranek dnia trzeciego. Sielanka. Słonce, lekkie chmury. Nieziemska ilość komarów. Przed wyjazdem kupiłem środek na komary w wersji dla dzieci (mniej szkodliwy). Miał on głównie znaczenie psychologiczne, bo komary się nim nie przejmowały.

Obrazek
Trzeci dzień, to w końcu na tyle dobra głębokość, że pływanie meandrami zdaje egzamin. Ponieważ Pilica to kombinat kajakowy, a są wakacje, w ciągu dnia minąłem ze 200-300 kajaków.
Mam problem ze słońcem. Wczoraj uciekając z rzeki przed burzą, zgubiłem emulsję do opalania. Poobkładałem się czym tylko mogłem, ale słońce i tak złapało w kilku miejscach.

Obrazek
Wytęż wzrok i znajdź lisa na zdjęciu ;)


O 16.15 dotarłem do Warki. Sensowny pociąg był o 17.00 więc bez szans żeby się zebrać. Nocleg na polu namiotowym - 100 m za mostem kolejowym lewy brzeg. Tylko nie pomylić, bo zaraz za mostem na lewym brzegu jest miejsce gdzie kończą spływy kajakowe, ale tam kempingu nie ma.

Obrazek
Poszedłem znaleźć dworzec, żeby kupić bilety. Po drodze dwie główne atrakcje Warki. Powyżej zabytkowy wóz strażacki.

Obrazek
I pomnik ku czci lotników. Spawane aluminium na stalowym szkielecie. Jak dla mnie, jeden z tych pomników które mają to coś. Ciężko od niego oderwać wzrok.

Z racji tego że była sobota wieczór, kasy na dworcu były już zamknięte. Zostało mi przyjść rano. Dodatkowym mankamentem był brak taksówek w Warce. Serio. Miasto kojarzone z reklam jako oaza szczęśliwości i luzu ma wszystkiego trzy taksówki na krzyż, i dojechanie rano do dworca jest rzeczą niemożliwą.
W niedzielę rano wstałem 3.50, spakowałem klamoty i lazłem na dworzec na pociąg o 6.08 do Warszawy.


Obrazek
Rok później wróciłem w środę na ten sam kemping na którym w zeszłym roku skończyłem spływ. Tak jak poprzednio musiałem się te cztery czy pięć kilometrów przespacerować z dworca. A miałem nawet naszykowaną kasę na taksówkę.

Obrazek
W czwartek rano ruszam. Pierwsze 16km to jeszcze spływ Pilicą. BTW: na kajaki widać d-ringi klejone mozolnie na początku roku. Z tej odległości wyglądają na fabryczne.

Obrazek
Mijam drugie pole namiotowe w Warce. To jest bardziej nastawione na wodniaków. Jest jednak dalej od dworca o około 2km i już mi się nie chciało taszczyć bagaży.


Obrazek
Pilica nadal urokliwa tak samo jak ostatnio. Dodatkowy bonus, to nieco wyższy stan wody i brak konieczności wychodzenia z kajaka. Niebo pochmurne, od czasu do czasu coś pokapuje.

Obrazek
Po niecałych trzech godzinach wypływam na Wisłę. Jest ogromna w porównaniu z Pilicą. Na tym odcinku ma 300-500 m szerokości i dużo wysp w nurcie.

Obrazek
Piaszczysta plaża. Dla osób z Zagłębia Piaskowego, ten piasek to spory zawód. Zagłębie przyzwyczaja do jednorodnego piasku w żółtym lub ciemno żółtym odcieniu. Ten nie dość że jest biały, to jeszcze jest bardziej miałki i wymieszany z innymi frakcjami. Jest drobny żwir i gliniasty muł.
W efekcie choć wygląda zachęcająco, jest ostry i klei się do stóp.

Obrazek
Nurt Wisły okazuje się być bardzo silny. W efekcie wieczorem docieram do budowy mostu północnego przed Warszawą. To jakieś 60km jednego dnia. Przeprawa pod mostem uciążliwa, bo inwestor zapomniał że ta rzeka do droga wodna i nie zrobił oznaczeń torowych. W efekcie lawiruje się pomiędzy przypadkowo wbitymi w dno larsenami żeby jakoś przepłynąć. Obnoska brzegiem nie wchodzi w grę: rozsypany tłuczeń i ogrodzenia.
Nocleg na łasze zaraz za mostem i wcześnie rano ruszam dalej.


Obrazek
Po godzinie docieram do Warszawy. Na zdjęciu niezbyt się to rzuca w oczy, ale na żywo widać że PKIN (to szare na środku) nadal jest ogromnym budynkiem. Teraz rozumiem jakim symbolem był w czasach budowy. Jedyny budynek widoczny w promieniu 10km w całej okolicy. We wszystkich wioskach mieli namiar na stolicę.

Po prawej, zielona kolumna czyli Gruba Kaśka - ujęcie wody dla miasta. Nikt nie jest na tyle szalony żeby pić wodę z rzeki. Dreny są położone kilkanaście metrów pod dnem, w piasku. Piach pełni rolę filtra. Wokół ujęcia non stop pracują dwie pogłębiarki które usuwają z dna osiadający muł.


Obrazek
Macham wiosłem a kilometry lecą, docieram do twierdzy Modlin. Wiem że ogrodzona do remontu więc nawet się tam nie pakuje. Drugi dzień to skwar. Filtr pracuje na okrągło, wypijam ponad 4 litry wody. Brakuje mi bardzo izotoników, jałowa woda przy takich ilościach jest niesmaczna.

Około 19 dopływam do Wyszogrodu, gdzie liczyłem na jakieś pole namiotowe. Gdzie tam, deptak z widokiem na rzekę zarośnięty. Napis "otwarci na Wisłę" ledwo widoczny zza chaszczy. Trzeba płynąć dalej szukać noclegu. Znajduje go trzy kilometry dalej, na miejscówce wędkarskiej. Komarów jest masa. Rzesza normalnie. Na kolacje zostają ciastka i woda, bo nie ma jak wyjść z namiotu żeby zrobić herbatę.
Na śniadanie ta sama potrawa i ruszam dalej.

Obrazek
Zęby myję już na kajaku. Koło 8 ląduje na łasze i biorę kąpiel. W sumie mogłem tu wczoraj dopłynąć i mieć nocleg bez komarów. Od 10 zaczyna się skwar jak wczoraj. Dobrze że słońce w plecy bo rano ruszając zostawiłem okulary na noclegu.

Obrazek
Naprawdę żałuję że nie dopłynąłem tu wieczorem. Jest nawet zatoczka w której można było zacumować kajak.


Obrazek
Godzinę czy dwie później, na jednej z wysepek znajduje szczątki płaskodennej łodzi. To typowa wiślana pychówka. Bardzo długa i z nikłym zanurzeniem.


Obrazek
O 13 docieram do Płocka. Tuż przed samym mostem rzeka postanawia pokazać na co ją stać. Wiatr i fale jak na mazurskich jeziorach. Zdjęć z najlepszego momentu nie mam bo byłem zajęty wiosłowaniem, ale potrafi dać w czajnik. Solara ratuje nadmiarowa wyporność. Nie jest obciążony nawet w połowie, więc po prostu sobie podskakuje na fali. Przy pełnym załadunku miałbym wodę w kokpicie.

Obrazek
To co planowałem na pięć dni, zrobiłem w połowie tego czasu.

Spacer z miejsca lądowania do dworca to gehenna. Gorąc, słońce i prawie trzy kilometry marszu z klamotami. Komunikacja miejska nad rzekę nie jeździ. Sam dworzec kolejowy, nowy, ładny, i pusty. Zamknięte kasy (tylko automat) i mizerne połączenia kolejowe. Brak zapowiedzi dworcowych. Przez pomyłkę wsiadłem do nie tego pociągu. Dobrze że przytomnie zapytałem bo pojechałbym diabli wiedzą gdzie.
Zeby dojechać do Kutna, trzeba się jeszcze przesiąść na autobus w jakiejś małej wiosce. Na dworcu w Kutnie obiad i pociągiem do domu.

I teraz tak.
Jestem bardzo przyjemnie zaskoczony dystansami. 83km w jeden dzień do dla mnie nieprawdopodobny wynik. Cieszę się że spłynąłem - w sumie mam już 350km zrobione - początek-środek-koniec. Czyli ponad jedna trzecia rzeki.

Ale ten odcinek mnie nie urzekł. Rzeka jest po prostu za szeroka i zbyt monotonna. Obrazowo ujmując, po trzech dniach na Pilicy czułem niedosyt, po tym samym czasie na Wiśle przesyt. Myślę że następne spływy będą na mniejszych rzekach.
Awatar użytkownika
rawa
Posty: 893
Rejestracja: 18 gru 2020, 23:42
Dziękował(a):: 123 razy
Podziekowano: 223 razy

Re: Z Tomaszowa Mazowieckiego na Pilicy do Płocka na Wiśle

Post autor: rawa »

Piękna historia, świetnie przedstawiona !!!
Nie pamiętam takiej Twojej relacji z pływania, może pamięć szwankuje.
Może w nowym miejscu wszyscy jesteśmy o drobinę lepsi.
Z samochodem byłoby to niemożliwe, Gratuluję !!!
Wesołych Świąt :)
Awatar użytkownika
jack
Posty: 108
Rejestracja: 17 gru 2020, 20:58
Lokalizacja: Zawiercie
moja flota: Twist1/2, Palava
Dziękował(a):: 58 razy
Podziekowano: 43 razy

Re: Z Tomaszowa Mazowieckiego na Pilicy do Płocka na Wiśle

Post autor: jack »

No, Panie Marcel zadałeś szyku, że aż na "opłatek" się spóźnię ale relacja pierwyj sort :D
Awatar użytkownika
miandas
Posty: 981
Rejestracja: 17 gru 2020, 15:31
Lokalizacja: wlkp
moja flota: old town camden 120, gumotex solar, gumotex twist 2.1
Dziękował(a):: 99 razy
Podziekowano: 314 razy
Kontakt:

Re: Z Tomaszowa Mazowieckiego na Pilicy do Płocka na Wiśle

Post autor: miandas »

To w części odcinki, które przepłynąłem w tym roku (i na Pilicy, i na Wiśle), choć w innej konfiguracji.
Bardzo ciekawa relacja. Gratuluję
droga zawsze nagradza
ODPOWIEDZ