Czarna Przemsza od Wojkowic do Parku Zielona.
: 13 mar 2022, 09:39
Sobota tak kusiła że nie szło się oprzeć.
Tym razem nie kajak a ponton. Na odcinku który planowałem jest siedem progów do pokonania i nowego kajaka mi trochę szkoda. A ponton ma już 9 lat i w sumie 17 łatek naklejonych w różnych miejscach..
Autobus 8.30, przesiadka, i 9.20 jestem tu : https://www.google.com/maps/place/Most+ ... 19.1990552
Pompowanie, przebieranie i finalnie o 9.50 ruszam. Pierwszy odcinke jest wręcz leniwy. Woda niesie, wiosłować trzeba tyle żeby ponton był dziobem do przodu. Jakieś pół kilometra dalej pierwszy próg. Przy tym stanie wody (68 na wodowskazie przy tamie Przeczyce) o progu świadczy tylko zawirownie wody.
Następne 200m i przepływam pod mostem, bez niespodzianek.
Dalej prosto, kolejny ledwo widoczny próg i wpływam w las.
Niemal od razu zaczynają się pojawiać przeszkody w postaci zwaloncych przez bobry drzew. Z początku nie jest źle, bo jest dość wolnego nurtu żeby przepłynąć bokiem lub przepłynąć pod.
Przy okazji odkrywam że ponton ma lepszą nautyką jak nie siedze na ławeczce rufowej tylk klęczę na środku jednocześnie siedząc na worku z bagażami. Jestem z siebie zadowolony że jednek założyłem wodoodporne gacie bo na dnie jest trochę wody.
Po kilku minutach lawirowania między powalonymi drzewami trafiam na miejsce gdzie ani górą ani dołem. Ląduję na prawym brzegu i obnosze jakieś 200m. Przy czym najbardziej udacznie wyglądało to lądowanie. Chwyciłem się drzewka na brzegu, w drguą rękę cumę i w zasadzie wypełzłem przez burtę na brzego. Dobrze że założyłem grube robocze rękawice, to nie porozwalałem łap na kamieniach.
Przy przenosce sie zorientowałem że gdybym wyglądował 20 niżej to miałbym eleganckie wyjście na brzeg - tam jest ujście odwodnienia i elegancka zatoczka z płytkim dnem.
Wodowanie we względnie wygodnym miejscu i płynę dalej.
Kończy się las, zaczynają pola, a ja przelatuję nad kolejnym ledwo widocznym progiem.
Słońce dogrzewa już całkiem mocno. Jest chyba z 10 stopni więc przy machaniu wiosłem idzie się spocić.
Przepływam pod mostem w Ratanicach. Teraz mam trzy progi jeden za drugim. Pierwszego prawie nie widać. Za to na drugim dno pontonu uderza w krawędź progu. I to akurat tym miejscem gdzie było moje kolano.
To jest wyczyn, stłuc kolano na siedząco.
Nie za bardzo jest czas na rozmasowania bo zaraz wpadam w kolejny duży próg. I jeszcze następny. Tyle dobrze że zdażyłem trochę zmienić pozycję bo obiłem stopę a nie kolano
Teraz znowu kawałek prosty i łatwy. Słoneczko, wały pokryte jeszcze żółta zeszłoroczną trawą i idealnie czyste niebo. Po obu stronach zabudowania i trochę drzew.
Mijam doplyw jakiegoś strumyka z prawej strony. Zdarzylem złapać ujście w kamerze. Potem jeszcze chciałem zlapać domy na brzegu ale kamera zdechła.
Zaraz potem trzeba się schylić bo znowu drzewo w poprzek nurtu. A chwilę za drzewem - kolejny próg. Pomimo rozfalowania i odwoju ponton przechodzi bez problemu. Już mam odetchnąć z ulgą, bo ten próg wyglądał na jeden z najgorszych... a tu walę jednostką w kolejny próg. Tym razem usypany na dziko z kamieni. Obiłem i stopy i kolana.
Znowu lekki kawałek, a na obu brzegach pojawiają się wędkarze.
Słyszę że jestem juz niedaleko ujścia wody z Pogorii 4. Przed samym ujściem jest największy próg na tym odcinku. Spływam go lewą stroną. Niestey spadek jest tak duży że ponton na chwilę opiera się dziobem, a od rufy wlewa się błyskawicznie woda. Wprawdzie ponton się ześlignął i spłynął ale w środku mam 5-10cm wody.
Ląduję na lewym brzegu. Wyciągam klamoty, wywracm jednostkę dnem do góry. Potem pakuje i dalej jazda.
Mijam odpływ od P4. Potem kolejny próg juz bez sensacji. Kilka minut do mostu kolejowego. Zaraz za mostem robi się rozlewisko i rzeka przestaje nieść. Trzeba się przyłożyć do wioseł. Rozlewisko ma z kilometr długości i na pontonie w pojedynkę jest to męczące.
Potem już standardowo - jazz przed Parkiem Zielona, obnoska, pół kilometra spływu i ląduję w miejscu dawnej przystani kajakowej.
Słonko pozwala osuszyć sprzęt i elegancko go spakować. Cieszy to że ponton po wymianie zaworów znowu trzyma powietrze. Trochę martwi to że przy którymś progu upadłem na pompkę i się połamała.
Całość spływu zajęła dwie godziny i jestem z niego bardzo zadowolony.
Aha, zauważyłem że woda jest znacznie czystsza niż w 2013 (wtedy płynąłem tam pierwszy raz). Do głębokości metra widać dno. Widać też że dno się robi coraz mniej muliste a bardziej piaszczyste. Myśle że w wakacje przyjde sobię tam popływać wpław
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=21eH53R_8T8[/youtube]
Tym razem nie kajak a ponton. Na odcinku który planowałem jest siedem progów do pokonania i nowego kajaka mi trochę szkoda. A ponton ma już 9 lat i w sumie 17 łatek naklejonych w różnych miejscach..
Autobus 8.30, przesiadka, i 9.20 jestem tu : https://www.google.com/maps/place/Most+ ... 19.1990552
Pompowanie, przebieranie i finalnie o 9.50 ruszam. Pierwszy odcinke jest wręcz leniwy. Woda niesie, wiosłować trzeba tyle żeby ponton był dziobem do przodu. Jakieś pół kilometra dalej pierwszy próg. Przy tym stanie wody (68 na wodowskazie przy tamie Przeczyce) o progu świadczy tylko zawirownie wody.
Następne 200m i przepływam pod mostem, bez niespodzianek.
Dalej prosto, kolejny ledwo widoczny próg i wpływam w las.
Niemal od razu zaczynają się pojawiać przeszkody w postaci zwaloncych przez bobry drzew. Z początku nie jest źle, bo jest dość wolnego nurtu żeby przepłynąć bokiem lub przepłynąć pod.
Przy okazji odkrywam że ponton ma lepszą nautyką jak nie siedze na ławeczce rufowej tylk klęczę na środku jednocześnie siedząc na worku z bagażami. Jestem z siebie zadowolony że jednek założyłem wodoodporne gacie bo na dnie jest trochę wody.
Po kilku minutach lawirowania między powalonymi drzewami trafiam na miejsce gdzie ani górą ani dołem. Ląduję na prawym brzegu i obnosze jakieś 200m. Przy czym najbardziej udacznie wyglądało to lądowanie. Chwyciłem się drzewka na brzegu, w drguą rękę cumę i w zasadzie wypełzłem przez burtę na brzego. Dobrze że założyłem grube robocze rękawice, to nie porozwalałem łap na kamieniach.
Przy przenosce sie zorientowałem że gdybym wyglądował 20 niżej to miałbym eleganckie wyjście na brzeg - tam jest ujście odwodnienia i elegancka zatoczka z płytkim dnem.
Wodowanie we względnie wygodnym miejscu i płynę dalej.
Kończy się las, zaczynają pola, a ja przelatuję nad kolejnym ledwo widocznym progiem.
Słońce dogrzewa już całkiem mocno. Jest chyba z 10 stopni więc przy machaniu wiosłem idzie się spocić.
Przepływam pod mostem w Ratanicach. Teraz mam trzy progi jeden za drugim. Pierwszego prawie nie widać. Za to na drugim dno pontonu uderza w krawędź progu. I to akurat tym miejscem gdzie było moje kolano.
To jest wyczyn, stłuc kolano na siedząco.
Nie za bardzo jest czas na rozmasowania bo zaraz wpadam w kolejny duży próg. I jeszcze następny. Tyle dobrze że zdażyłem trochę zmienić pozycję bo obiłem stopę a nie kolano
Teraz znowu kawałek prosty i łatwy. Słoneczko, wały pokryte jeszcze żółta zeszłoroczną trawą i idealnie czyste niebo. Po obu stronach zabudowania i trochę drzew.
Mijam doplyw jakiegoś strumyka z prawej strony. Zdarzylem złapać ujście w kamerze. Potem jeszcze chciałem zlapać domy na brzegu ale kamera zdechła.
Zaraz potem trzeba się schylić bo znowu drzewo w poprzek nurtu. A chwilę za drzewem - kolejny próg. Pomimo rozfalowania i odwoju ponton przechodzi bez problemu. Już mam odetchnąć z ulgą, bo ten próg wyglądał na jeden z najgorszych... a tu walę jednostką w kolejny próg. Tym razem usypany na dziko z kamieni. Obiłem i stopy i kolana.
Znowu lekki kawałek, a na obu brzegach pojawiają się wędkarze.
Słyszę że jestem juz niedaleko ujścia wody z Pogorii 4. Przed samym ujściem jest największy próg na tym odcinku. Spływam go lewą stroną. Niestey spadek jest tak duży że ponton na chwilę opiera się dziobem, a od rufy wlewa się błyskawicznie woda. Wprawdzie ponton się ześlignął i spłynął ale w środku mam 5-10cm wody.
Ląduję na lewym brzegu. Wyciągam klamoty, wywracm jednostkę dnem do góry. Potem pakuje i dalej jazda.
Mijam odpływ od P4. Potem kolejny próg juz bez sensacji. Kilka minut do mostu kolejowego. Zaraz za mostem robi się rozlewisko i rzeka przestaje nieść. Trzeba się przyłożyć do wioseł. Rozlewisko ma z kilometr długości i na pontonie w pojedynkę jest to męczące.
Potem już standardowo - jazz przed Parkiem Zielona, obnoska, pół kilometra spływu i ląduję w miejscu dawnej przystani kajakowej.
Słonko pozwala osuszyć sprzęt i elegancko go spakować. Cieszy to że ponton po wymianie zaworów znowu trzyma powietrze. Trochę martwi to że przy którymś progu upadłem na pompkę i się połamała.
Całość spływu zajęła dwie godziny i jestem z niego bardzo zadowolony.
Aha, zauważyłem że woda jest znacznie czystsza niż w 2013 (wtedy płynąłem tam pierwszy raz). Do głębokości metra widać dno. Widać też że dno się robi coraz mniej muliste a bardziej piaszczyste. Myśle że w wakacje przyjde sobię tam popływać wpław
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=21eH53R_8T8[/youtube]