Pokrzywna, Wieprza, a nawet Bałtyk. 25-27 czerwca 2022
- miandas
- Posty: 981
- Rejestracja: 17 gru 2020, 15:31
- Lokalizacja: wlkp
- moja flota: old town camden 120, gumotex solar, gumotex twist 2.1
- Dziękował(a):: 99 razy
- Podziekowano: 314 razy
- Kontakt:
Pokrzywna, Wieprza, a nawet Bałtyk. 25-27 czerwca 2022
Jakoś 2 lub 3 lata temu odwiedziliśmy naszych przyjaciół niedaleko Słupska. Wspólny spacer do nieodległych Staniewic uzmysłowił mi obecność rzeki o swojskiej nazwie Wieprza. Od tego momentu zacząłem kombinować, jakby tu bliżej zapoznać się z tym ciekiem. Rzeka zaczęła pojawiać się w corocznych wyliczankach planów na kolejny rok. Ale… się nie składało. Za daleko, za trudny transport. Dojechać owszem ale jak wrócić - i tak dalej. Niestety, mam jakiś niewytłumaczalne opór przed blablacarem, nie wspomniawszy, że moja żona w ogóle uważa, że mnie tam w tym blablacarze zabiją i obrabują, ewentualnie w odwrotnej kolejności.
W końcu nadarzyła się okazja: wspólny wyjazd nad morze. Wziąłem więc mniejsze autko, mandżur oraz kajak I pojechałem 2 dni przed planowanym wspólnym wyjazdem.
Zanim do tego doszło, rozpocząłem niespieszne przygotowania i tzw. risercz.
Zwykle w takich sytuacjach staram się korzystać z różnych źródeł. W tym przypadku było podobnie: opis Pokrzywnej i Wieprzy na kajak.org, a także stronie wodniackiego klubu PTTK Włocławek oraz stronie ekajaki. Jak zwykle, przejrzałem trasę na Google maps, szczególnie na widoku satelitarnym. Dysponowałem też opisami w przewodniku
https://kajaki.pomorskie.eu/wydawnictwa-promocyjne/
Przewodnik ma szereg wad ale pozwala na wstępne wyobrażenie sobie trasy i rzeki. I tak, w piątek po pracy wsiadłem w samochód i po niespełna 4 godzinach jazdy dotarłem do Glewnika.
Glewnik, to malutka miejscowość nad Pokrzywna. Jest tu stanica kajakowa. Miałem szczęście. Pomimo początku wakacji, było pusto a postawiony toitoi lśnił czystością - widać, że byłem pierwszym hm. użytkownikiem w tym sezonie.
Wieczór był piękny i długi, spadały gwiazdy, wołowina z żaru smakowała wyśmienicie. Szkoda tylko, że krowy po drugiej stronie rzeki patrzyły na mnie z ponurym smutkiem. Położyłem się spać bardzo późno, a już przed piątą zaczęły budzić mnie hałasy z pól i łąk- rolnicy chcieli zdążyć z pracami przed najgorszym upałem. Jakoś przetrwałem jeszcze z godzinę i trzeba było wstawać.
Samochód zostawiłem u rolnika po drugiej stronie Pokrzywnej - 10 ziko za dobę. Jeśli jednak macie inną opcję, skorzystajcie z niej: chłop trzyma swoje psy na łańcuchach i widać, że o nie nie dba dobrze.
Pokrzywna. Niecałe 10 km zróżnicowanej rzeki. Początkowo łąki, szybko ustępujące przepięknym lasom. Płynie się łatwo. W połowie pojawiać się więcej zwałek ale są poprzecinane. Większym problemem są mielizny. Po ok. 2 godzinach wpływam na Wieprzę. Potwierdza to odpowiednia strzałka.
Początkowo jest lajtowo. Wkrótce, zgodnie z przeczytanymi opisami, zaczyna się odcinek z licznymi bystrzami (jednak nie nazwałbym tego odcinka "górskim", co sugerują niektóre opisy). Jest też sporo zwałek ale, podobnie jak na Pokrzywnej, w większości przecięta. Taki odcinek ciągnie się przez jakieś 6-8 km. Bystrza wyciszają się, zwałki - nie. Stopniowo też są coraz mniej ogarnięte.
Z ciekawością dostrzegam po lewej ujście Studnicy - może to pomysł na kolejny spływ?
Wkrótce dopływam do pierwszej stałej przenioski: elektrowni w Biesowicach. Nieprzyjemna przenioska prawym brzegiem wzdłuż ogrodzenia elektrowni, ok 100 m. Po przeniosce leniwy nurt i spora ilość zwałek. Po 3 km kolejna stała przenioska w Kępce. Znów prawa strona, nieco łatwiej niż poprzednio. Zaraz za elektrownią dość żwawy nurt, momentami bystrza, dużo zwałek. Trzeba płynąć uważnie, szybko reagować. Jestem już zmęczony. Zbliża się 19.00. Na szczęście, na wysokości miejscowości Kruszka, widzę idealne miejsce na biwak. Po prawej stronie, z dobrym zejściem do rzeki, chrustem, a nawet miejscem na ognisko. Trochę biesiaduję, jem kolację i o 22.00, pomimo dochodzących z oddali odgłosów cywilizacji, a także łażących w tę i z powrotem spiningowców, już śpię. W tym dniu 31 km.
Wybór miejsca i czasu na biwak był słuszny. Od rana czekała mnie walka z licznymi zwałkami a także, po 3 km od startu (4 km od poprzedniej przeszkody) najdłuższa przenioska - Kępice. Należy lądować po prawej stronie, zaraz za mostkiem, przy turystycznej wiacie. Płynięcie dalej, w kierunku zapory, mija się z celem - sprawdziłem. Najpierw ciągniemy kajak wzdłuż ogrodzenia, ok 200-300 metrów, następnie leśną ścieżką rozpoczynającą się zaraz za ogrodzeniem w dół, do rzeki - ok. 100 m. Na szczęście samo wodowanie nie jest najgorsze. Można jednak po takim wysiłku - na dodatek w upale - popaść w zwątpienie. Pierwsze kilometry wymagają uwagi. Nurt jest szybki, a zwałek dużo. Rzeka jednak uspokaja się. Zwałki utrzymują się aż do Korzybia. Potem ich ilość wyraźnie maleje, a te, które zostają, są poprzecinane.
Wreszcie dopływam do czwartej przenioski. Pochyły jaz znajduje się nieco dalej niż w połowie drogi między Korzybiem, a Pomiłowem. W opisie rzeki zawartym na stronie PTTK Włocławek opisany, jako spływalny. W mojej ocenie na pewno nie. Przenioska prawym brzegiem (ale może warto sprawdzić lewy?) ok 100 metrów. Trudna ze względu na drewniane kołki w odległości ok. 50 cm od brzegu. Ani wpłynąć między nie kajakiem, ani wysiąść przed nimi - głęboko. Podobnie, lub gorzej, z wodowaniem. Dochodzi jeszcze spuszczenie kajaka ze sporej skarpy.
Za to dalej bez zwałek, aż do Pomiłowa. Tam rzeka rozwidla się. Płyniemy prawą odnogą po wcześniejszym przeniesieniu prze jaz. Oczywiście upierdliwy. To już piąta przenioska. Czeka jeszcze jedna.
Zaczyna się najnudniejszy - wg niektórych - odcinek rzeki. Na brzegach dominują łozy lub trzcina, nie bardzo jest gdzie się rozbić. Robi się coraz później. Słońce świeci bardziej z boku kładąc długie cienie na rzece. Łozy dają wytchnienie przed gorącem. Rzeka ma tu rzeczywiście inny charakter ale mnie się podoba. Śpieszę się. Jestem umówiony o 20.00 ze znajomymi (patrz wyżej) w Staniewicach. Docieram tam na czas. Stanica kajakowa jest ładna. Są tu jeszcze jacyś niedzielni turyści na rowerach. Toitoi nie jest tu takiej pierwszej świeżości (ba! Nie jest nawet drugiej). Obecność przyjaciół przeważa jednak szalę. Tu zostaję na noc. Tym razem przepłynąłem 45 km. Wieczór upływa nam na wesołej konsumpcji piwa i kiełbasek, o które zatroszczyli się Magda i Michał. Żal się rozstawać ale kolejnego dnia poniedziałek i muszą iść do pracy. Ja nie muszę.
Oczywiście w nocy znów nie mogę spać. Jakieś stwory buszują w śmieciach głośno barabaniąc puszkami i butelkami. Wyobrażam sobie te jeże, czy też szczury, a może koszatki, które spijają resztki piwa i innych alkoholi.
Rano w związku z tym nie mogę się zebrać. Z drugiej strony… nigdzie mi się konkretnie nie spieszy. Na szczęście nie przeginam i udaje mi się wypłynąć o przyzwoitej dziewiątej. Poniedziałek. Mam zamiar dopiąć dystans i zakończyć spływ. Za Staniewicami rzeka robi się bardzo urozmaicona. Łozy stopniowo ustępują lasom. Ok 4 km za Staniewicami, w Pieńkówku, dostrzegam na prawym brzegu uroczą, małą stanicę kajakową koło ruin starego mostu.
Teraz towarzyszą mi liczne zwałki o nieuciążliwym charakterze - da się je w większości opłynąć, tu i ówdzie są ponacinane. Większym problemem okazuje się upał. Temperatura grubo przekracza 30 stopni, drzew coraz mniej, szczególnie od miejscowości Chudaczewko. Staję co godzinę, żeby zamoczyć koszulkę i się ochlapać. To daje chwilową ulgę. Dużo piję. Przydaje się system filtracyjny watertogo. Ok 10 km przed Darłowem rzeka przybiera uregulowany charakter. Nudnawo, nikły nurt, zero cienia, umocnione faszyną brzegi poprzetykane gęstymi łozami.
Wreszcie… Darłowo. Teraz uwaga: zaraz za mostem drogowym naprzeciw spływającego spory jaz i na prawo od niego kawałek jakby wyspy z betonowym, prostokątnie umocnionym brzegiem. Kolejno, za lekkim zakrętem widać kolejny jaz młyna wodnego. Dodam, że we wszystkich tych, opisywanych właśnie miejscach zakaz pływania. Co z tego, skoro równocześnie oficjalny przewodnik województwa pomorskiego zachęca do przenioski? Lądujemy więc na tej jakby wyspie. Wyjście, pomimo betonu, nie jest skomplikowane. Zejście jest gorsze. Najpierw mała skarpa na górze - poślizg i lądujesz zaraz za jazem, co mogłoby być niezwykle ekscytujące, gdyby nie było niebezpieczne. No i prawie 2 metrowa skarpa, z której dosłownie trzeba spuścić kajak. W moim przypadku wiązało się to z rozładowaniem bagaży. I tak czułem się trochę, hm, nieswojo.
W końcu jednak mamy to! Jestem już na prostej drodze do Bałtyku. Udaje mi się dodzwonić do bosmanatu (za drugim razem, nr: 94 340 68 40) - mam oficjalną zgodę na wypłynięcie w morze. Ogarnia mnie euforia i niezdrowa ekscytacja. Czuję się, jakbym leciał poduszkowcem. Nawet upał wydaje się mniejszy. Mijam całą flotyllę statków rybackich, przepływam pod mostem zwodzonym i docieram do awanportu, jeszcze tylko falochrony i… jestem na morzu! Po prostu EKSTRA. Sycę się tą chwilą i zmierzam do brzegu. Teraz jedyną "trudnością" jest wcelowanie między kamienne falochrony ustawione równolegle do brzegu. Po chwili wbijam między rozleniwionych plażowiczów. Próbuję zaciekawionym wmówić, że płynę z Bornholmu. Ponieważ traktują to niebezpiecznie poważnie, przyznaję się do żartu. Koniec wycieczki. Teraz pakowanie, piwo i czekam na Kasię. Następnie obowiązkowa rybka w Darłówku. Ostatni dzień to prawie 40 km. W sumie wychodzi mi 114km / 3 dni.
Uwaga: jeśli NIE DOSTANIESZ zgody z bosmanatu, musisz znaleźć miejsce do zakończenia spływu w Darłowie. Ja rozglądałem się po prawym brzegu i zasadniczo takich miejsc jest mało. Zdarzają się pojedyncze slipy, znalazłem też jedno miejsce, gdzie nie ma betonowego nabrzeża i jest bezpośredni dojazd, parking - ul. Wschodnia.
https://goo.gl/maps/oA9ennH8da8hcxS86
Było fajnie. Jedyna rzecz, na którą mogę się poskarżyć ( i raczej zrobię to również oficjalnie), to brak jakichkolwiek oznaczeń ułatwiających życie kajakarzom na przenioskach. Nie mówiąc już o ewentualnej infrastrukturze, typu pomosty, schody, itp. Opis rzeki jako dostępnej dla rodzin z dziećmi w sytuacji, w której osoby niedoświadczone mogą na przeniosce stracić życie, zdrowie, czy choćby tylko zniechęcić się do kajakarstwa, brzmi jak ponury żart.
W końcu nadarzyła się okazja: wspólny wyjazd nad morze. Wziąłem więc mniejsze autko, mandżur oraz kajak I pojechałem 2 dni przed planowanym wspólnym wyjazdem.
Zanim do tego doszło, rozpocząłem niespieszne przygotowania i tzw. risercz.
Zwykle w takich sytuacjach staram się korzystać z różnych źródeł. W tym przypadku było podobnie: opis Pokrzywnej i Wieprzy na kajak.org, a także stronie wodniackiego klubu PTTK Włocławek oraz stronie ekajaki. Jak zwykle, przejrzałem trasę na Google maps, szczególnie na widoku satelitarnym. Dysponowałem też opisami w przewodniku
https://kajaki.pomorskie.eu/wydawnictwa-promocyjne/
Przewodnik ma szereg wad ale pozwala na wstępne wyobrażenie sobie trasy i rzeki. I tak, w piątek po pracy wsiadłem w samochód i po niespełna 4 godzinach jazdy dotarłem do Glewnika.
Glewnik, to malutka miejscowość nad Pokrzywna. Jest tu stanica kajakowa. Miałem szczęście. Pomimo początku wakacji, było pusto a postawiony toitoi lśnił czystością - widać, że byłem pierwszym hm. użytkownikiem w tym sezonie.
Wieczór był piękny i długi, spadały gwiazdy, wołowina z żaru smakowała wyśmienicie. Szkoda tylko, że krowy po drugiej stronie rzeki patrzyły na mnie z ponurym smutkiem. Położyłem się spać bardzo późno, a już przed piątą zaczęły budzić mnie hałasy z pól i łąk- rolnicy chcieli zdążyć z pracami przed najgorszym upałem. Jakoś przetrwałem jeszcze z godzinę i trzeba było wstawać.
Samochód zostawiłem u rolnika po drugiej stronie Pokrzywnej - 10 ziko za dobę. Jeśli jednak macie inną opcję, skorzystajcie z niej: chłop trzyma swoje psy na łańcuchach i widać, że o nie nie dba dobrze.
Pokrzywna. Niecałe 10 km zróżnicowanej rzeki. Początkowo łąki, szybko ustępujące przepięknym lasom. Płynie się łatwo. W połowie pojawiać się więcej zwałek ale są poprzecinane. Większym problemem są mielizny. Po ok. 2 godzinach wpływam na Wieprzę. Potwierdza to odpowiednia strzałka.
Początkowo jest lajtowo. Wkrótce, zgodnie z przeczytanymi opisami, zaczyna się odcinek z licznymi bystrzami (jednak nie nazwałbym tego odcinka "górskim", co sugerują niektóre opisy). Jest też sporo zwałek ale, podobnie jak na Pokrzywnej, w większości przecięta. Taki odcinek ciągnie się przez jakieś 6-8 km. Bystrza wyciszają się, zwałki - nie. Stopniowo też są coraz mniej ogarnięte.
Z ciekawością dostrzegam po lewej ujście Studnicy - może to pomysł na kolejny spływ?
Wkrótce dopływam do pierwszej stałej przenioski: elektrowni w Biesowicach. Nieprzyjemna przenioska prawym brzegiem wzdłuż ogrodzenia elektrowni, ok 100 m. Po przeniosce leniwy nurt i spora ilość zwałek. Po 3 km kolejna stała przenioska w Kępce. Znów prawa strona, nieco łatwiej niż poprzednio. Zaraz za elektrownią dość żwawy nurt, momentami bystrza, dużo zwałek. Trzeba płynąć uważnie, szybko reagować. Jestem już zmęczony. Zbliża się 19.00. Na szczęście, na wysokości miejscowości Kruszka, widzę idealne miejsce na biwak. Po prawej stronie, z dobrym zejściem do rzeki, chrustem, a nawet miejscem na ognisko. Trochę biesiaduję, jem kolację i o 22.00, pomimo dochodzących z oddali odgłosów cywilizacji, a także łażących w tę i z powrotem spiningowców, już śpię. W tym dniu 31 km.
Wybór miejsca i czasu na biwak był słuszny. Od rana czekała mnie walka z licznymi zwałkami a także, po 3 km od startu (4 km od poprzedniej przeszkody) najdłuższa przenioska - Kępice. Należy lądować po prawej stronie, zaraz za mostkiem, przy turystycznej wiacie. Płynięcie dalej, w kierunku zapory, mija się z celem - sprawdziłem. Najpierw ciągniemy kajak wzdłuż ogrodzenia, ok 200-300 metrów, następnie leśną ścieżką rozpoczynającą się zaraz za ogrodzeniem w dół, do rzeki - ok. 100 m. Na szczęście samo wodowanie nie jest najgorsze. Można jednak po takim wysiłku - na dodatek w upale - popaść w zwątpienie. Pierwsze kilometry wymagają uwagi. Nurt jest szybki, a zwałek dużo. Rzeka jednak uspokaja się. Zwałki utrzymują się aż do Korzybia. Potem ich ilość wyraźnie maleje, a te, które zostają, są poprzecinane.
Wreszcie dopływam do czwartej przenioski. Pochyły jaz znajduje się nieco dalej niż w połowie drogi między Korzybiem, a Pomiłowem. W opisie rzeki zawartym na stronie PTTK Włocławek opisany, jako spływalny. W mojej ocenie na pewno nie. Przenioska prawym brzegiem (ale może warto sprawdzić lewy?) ok 100 metrów. Trudna ze względu na drewniane kołki w odległości ok. 50 cm od brzegu. Ani wpłynąć między nie kajakiem, ani wysiąść przed nimi - głęboko. Podobnie, lub gorzej, z wodowaniem. Dochodzi jeszcze spuszczenie kajaka ze sporej skarpy.
Za to dalej bez zwałek, aż do Pomiłowa. Tam rzeka rozwidla się. Płyniemy prawą odnogą po wcześniejszym przeniesieniu prze jaz. Oczywiście upierdliwy. To już piąta przenioska. Czeka jeszcze jedna.
Zaczyna się najnudniejszy - wg niektórych - odcinek rzeki. Na brzegach dominują łozy lub trzcina, nie bardzo jest gdzie się rozbić. Robi się coraz później. Słońce świeci bardziej z boku kładąc długie cienie na rzece. Łozy dają wytchnienie przed gorącem. Rzeka ma tu rzeczywiście inny charakter ale mnie się podoba. Śpieszę się. Jestem umówiony o 20.00 ze znajomymi (patrz wyżej) w Staniewicach. Docieram tam na czas. Stanica kajakowa jest ładna. Są tu jeszcze jacyś niedzielni turyści na rowerach. Toitoi nie jest tu takiej pierwszej świeżości (ba! Nie jest nawet drugiej). Obecność przyjaciół przeważa jednak szalę. Tu zostaję na noc. Tym razem przepłynąłem 45 km. Wieczór upływa nam na wesołej konsumpcji piwa i kiełbasek, o które zatroszczyli się Magda i Michał. Żal się rozstawać ale kolejnego dnia poniedziałek i muszą iść do pracy. Ja nie muszę.
Oczywiście w nocy znów nie mogę spać. Jakieś stwory buszują w śmieciach głośno barabaniąc puszkami i butelkami. Wyobrażam sobie te jeże, czy też szczury, a może koszatki, które spijają resztki piwa i innych alkoholi.
Rano w związku z tym nie mogę się zebrać. Z drugiej strony… nigdzie mi się konkretnie nie spieszy. Na szczęście nie przeginam i udaje mi się wypłynąć o przyzwoitej dziewiątej. Poniedziałek. Mam zamiar dopiąć dystans i zakończyć spływ. Za Staniewicami rzeka robi się bardzo urozmaicona. Łozy stopniowo ustępują lasom. Ok 4 km za Staniewicami, w Pieńkówku, dostrzegam na prawym brzegu uroczą, małą stanicę kajakową koło ruin starego mostu.
Teraz towarzyszą mi liczne zwałki o nieuciążliwym charakterze - da się je w większości opłynąć, tu i ówdzie są ponacinane. Większym problemem okazuje się upał. Temperatura grubo przekracza 30 stopni, drzew coraz mniej, szczególnie od miejscowości Chudaczewko. Staję co godzinę, żeby zamoczyć koszulkę i się ochlapać. To daje chwilową ulgę. Dużo piję. Przydaje się system filtracyjny watertogo. Ok 10 km przed Darłowem rzeka przybiera uregulowany charakter. Nudnawo, nikły nurt, zero cienia, umocnione faszyną brzegi poprzetykane gęstymi łozami.
Wreszcie… Darłowo. Teraz uwaga: zaraz za mostem drogowym naprzeciw spływającego spory jaz i na prawo od niego kawałek jakby wyspy z betonowym, prostokątnie umocnionym brzegiem. Kolejno, za lekkim zakrętem widać kolejny jaz młyna wodnego. Dodam, że we wszystkich tych, opisywanych właśnie miejscach zakaz pływania. Co z tego, skoro równocześnie oficjalny przewodnik województwa pomorskiego zachęca do przenioski? Lądujemy więc na tej jakby wyspie. Wyjście, pomimo betonu, nie jest skomplikowane. Zejście jest gorsze. Najpierw mała skarpa na górze - poślizg i lądujesz zaraz za jazem, co mogłoby być niezwykle ekscytujące, gdyby nie było niebezpieczne. No i prawie 2 metrowa skarpa, z której dosłownie trzeba spuścić kajak. W moim przypadku wiązało się to z rozładowaniem bagaży. I tak czułem się trochę, hm, nieswojo.
W końcu jednak mamy to! Jestem już na prostej drodze do Bałtyku. Udaje mi się dodzwonić do bosmanatu (za drugim razem, nr: 94 340 68 40) - mam oficjalną zgodę na wypłynięcie w morze. Ogarnia mnie euforia i niezdrowa ekscytacja. Czuję się, jakbym leciał poduszkowcem. Nawet upał wydaje się mniejszy. Mijam całą flotyllę statków rybackich, przepływam pod mostem zwodzonym i docieram do awanportu, jeszcze tylko falochrony i… jestem na morzu! Po prostu EKSTRA. Sycę się tą chwilą i zmierzam do brzegu. Teraz jedyną "trudnością" jest wcelowanie między kamienne falochrony ustawione równolegle do brzegu. Po chwili wbijam między rozleniwionych plażowiczów. Próbuję zaciekawionym wmówić, że płynę z Bornholmu. Ponieważ traktują to niebezpiecznie poważnie, przyznaję się do żartu. Koniec wycieczki. Teraz pakowanie, piwo i czekam na Kasię. Następnie obowiązkowa rybka w Darłówku. Ostatni dzień to prawie 40 km. W sumie wychodzi mi 114km / 3 dni.
Uwaga: jeśli NIE DOSTANIESZ zgody z bosmanatu, musisz znaleźć miejsce do zakończenia spływu w Darłowie. Ja rozglądałem się po prawym brzegu i zasadniczo takich miejsc jest mało. Zdarzają się pojedyncze slipy, znalazłem też jedno miejsce, gdzie nie ma betonowego nabrzeża i jest bezpośredni dojazd, parking - ul. Wschodnia.
https://goo.gl/maps/oA9ennH8da8hcxS86
Było fajnie. Jedyna rzecz, na którą mogę się poskarżyć ( i raczej zrobię to również oficjalnie), to brak jakichkolwiek oznaczeń ułatwiających życie kajakarzom na przenioskach. Nie mówiąc już o ewentualnej infrastrukturze, typu pomosty, schody, itp. Opis rzeki jako dostępnej dla rodzin z dziećmi w sytuacji, w której osoby niedoświadczone mogą na przeniosce stracić życie, zdrowie, czy choćby tylko zniechęcić się do kajakarstwa, brzmi jak ponury żart.
droga zawsze nagradza
- Strażowy
- Posty: 1000
- Rejestracja: 17 gru 2020, 16:30
- moja flota: Gumotex x 2 : "Solar" & " Safari " 😁 💪
- Dziękował(a):: 573 razy
- Podziekowano: 169 razy
Re: Pokrzywna, Wieprza, a nawet Bałtyk. 25-27 czerwca 2022
Przejrzałem szybko ... teraz wieczorkiem, na spokojnie, podelektuję się treścią raz jeszcze z w dłoni
Super "odcinek" Twojego kajakowania Damianie
Super "odcinek" Twojego kajakowania Damianie
" Przygoda warta jest każdego trudu ..." - Arystoteles
Pozdrawiam
Pozdrawiam
- Adam
- Posty: 30
- Rejestracja: 24 cze 2021, 12:17
- Lokalizacja: Warszawa Żerań
- moja flota: Gumotex Seawave
- Dziękował(a):: 6 razy
- Podziekowano: 27 razy
- Kontakt:
Re: Pokrzywna, Wieprza, a nawet Bałtyk. 25-27 czerwca 2022
Mi też się podobało, gratuluję fajnego spływu, mimo skakania przez trudne przeszkody
Zakończenie spływu na bałtyckiej plaży też jest niełatwym zadaniem - z formalnego i praktycznego punktu widzenia.
Wieprza i Darłowo jest od dawna w moich planach, zwłaszcza po przeczytaniu "Areny szczurów"
Może teraz szybciej tam dotrę, bo widać że warto.
Pozdrawiam!
Zakończenie spływu na bałtyckiej plaży też jest niełatwym zadaniem - z formalnego i praktycznego punktu widzenia.
Wieprza i Darłowo jest od dawna w moich planach, zwłaszcza po przeczytaniu "Areny szczurów"
Może teraz szybciej tam dotrę, bo widać że warto.
Pozdrawiam!
- Strażowy
- Posty: 1000
- Rejestracja: 17 gru 2020, 16:30
- moja flota: Gumotex x 2 : "Solar" & " Safari " 😁 💪
- Dziękował(a):: 573 razy
- Podziekowano: 169 razy
Re: Pokrzywna, Wieprza, a nawet Bałtyk. 25-27 czerwca 2022
Kiepska "nawigacja" rzeki nie przeszkodziła takiemu wilkowi kajaczanemu jak Ty w zdobyciu jej bez problemów .
Kolejna, ciekawa fotorelacja , szkoda że samotna choć wiem że lubisz czasem solowe wyciszenie od towarzystwa .
Zakończenie spływania w Bałtyku to kolejny bonus tej przygody. Gumotex miał lekko "na słono" .
ps...zajefajny ten mural
Kolejna, ciekawa fotorelacja , szkoda że samotna choć wiem że lubisz czasem solowe wyciszenie od towarzystwa .
Zakończenie spływania w Bałtyku to kolejny bonus tej przygody. Gumotex miał lekko "na słono" .
ps...zajefajny ten mural
" Przygoda warta jest każdego trudu ..." - Arystoteles
Pozdrawiam
Pozdrawiam
- Włodek
- Posty: 1121
- Rejestracja: 21 gru 2020, 01:10
- Lokalizacja: Siedlce
- moja flota: Canoe Wichita (prospector)
- Dziękował(a):: 416 razy
- Podziekowano: 450 razy
Re: Pokrzywna, Wieprza, a nawet Bałtyk. 25-27 czerwca 2022
Ale jesteś długodystansowiec.
Z opisu wynika że zwałki były poprzecinane.
Nie to co podczas naszego pływania w pandemii.
Dobrze wiedzieć co jest dalej.
Z opisu wynika że zwałki były poprzecinane.
Nie to co podczas naszego pływania w pandemii.
Dobrze wiedzieć co jest dalej.
- miandas
- Posty: 981
- Rejestracja: 17 gru 2020, 15:31
- Lokalizacja: wlkp
- moja flota: old town camden 120, gumotex solar, gumotex twist 2.1
- Dziękował(a):: 99 razy
- Podziekowano: 314 razy
- Kontakt:
Re: Pokrzywna, Wieprza, a nawet Bałtyk. 25-27 czerwca 2022
na niektórych odcinkach - np. w okolicach Broczyny, na Pokrzywnej, za Korzybiem, za Staniewicami. Tam, gdzie są puszczane spływy komercyjne.
Najgorzej było w okolicy przeniosek, bo wiadomo, że tam nikt nie pływa.
droga zawsze nagradza
- miandas
- Posty: 981
- Rejestracja: 17 gru 2020, 15:31
- Lokalizacja: wlkp
- moja flota: old town camden 120, gumotex solar, gumotex twist 2.1
- Dziękował(a):: 99 razy
- Podziekowano: 314 razy
- Kontakt:
Re: Pokrzywna, Wieprza, a nawet Bałtyk. 25-27 czerwca 2022
Wieprza sprawia wrażenie odludnej. Mało miejscowości po drodze, zabudowań. Większa część rzeki wiedzie przez lasy
droga zawsze nagradza
- Strażowy
- Posty: 1000
- Rejestracja: 17 gru 2020, 16:30
- moja flota: Gumotex x 2 : "Solar" & " Safari " 😁 💪
- Dziękował(a):: 573 razy
- Podziekowano: 169 razy
Re: Pokrzywna, Wieprza, a nawet Bałtyk. 25-27 czerwca 2022
...i to jej olbrzymi plus który mocno kusi
" Przygoda warta jest każdego trudu ..." - Arystoteles
Pozdrawiam
Pozdrawiam