Widawa, 17.12.2023
: 23 gru 2023, 22:22
Hej!
W ostatnią niedzielę, wybrałem się na spływ Widawą (dopływ Odry).
Można o mnie powiedzieć - spływacz widawski. Rzekę, a dokładnie ten odcinek przebyłem już kilkanaście razy. Wiem, brzmi jak obłęd.
Mam na nią jakieś 15 -20 minut samochodem, jest czysta, płynie na tym odcinku głownie lasem itd itp. Może jej jedyna wada to brak wody w lecie. To jedna z przyczyn, dla których uprawiam zasadniczo spływy jesienno-zimowo-wiosenne.
Ten był jesienny. Było całkiem ciepło, około 6 stopni. I to w cieniu
Odcinek od dolnego mostu w Zbytowej/Nowej Smolnej do mostu w Chrząstawie, ma jakieś 10-11 km.
Zaczyna się spokojnie, płynie się przez wieś. Jako, że stan wody tym razem jest naprawdę wysoki (wodowskaz w Zbytowej to 374 cm) to widać domy (no i mnie). Przy normalnych stanach płynie się w korytarzu trzcin i dość wysokich brzegów.
Woda przejrzysta. WIdać pozalewane chabezie. To bardzo dobry odcinek na ponowne oswojenie się z łódką. Tak też go wykorzystuję, bo ostatni raz byłem na wodzie chyba w lutym, też na tym odcinku, ale o tym może kiedy indziej. A! No i był ultra krótki spływ Prosną w lecie. O tym drugim może jeszcze będzie ultra krótka relacja.
Za wsią, po lewej pojawia się las. Z prawej dalej pola i kopalnia piasku. Po półgodzinie dopływam do mostu na trasie Oleśnica - Jelcz. To dla mnie taka symboliczna brama do tego co będzie się działo potem. Jak do tej pory, w zasadzie nie wychodziłem z kanu. Przez jakieś pojedyncze kłody przepchnąłem się górą - nawet za bardzo się nie spociłem.
No ale teraz zaczyna się crème de la crème…
Po kilkuset metrach pierwsza kłoda, potem zwałka, potem jeszcze jedna, kolejna i znowu i znowu… Tak będzie już prawie do końca. Sporo tego. Są i kilkuset metrowe odcinki spokojnego płynięcia. Przy tym stanie wody, sporo udaje się przeskoczyć górą, czasami z rozpędu, czami „na kicanego”, czasem trzeba wieść na pień i przeciągnąć kanu po kłodzie, balansując na niej. Czasem daję za wygraną i wysiadam na brzeg. Część dobrze znajomych przeszkód przez te 10 miesięcy zniknęła. Pojawiły się też nowe, zapewne po letnich i jesiennych wichurach. Ale i tak miałem wrażenie, że mniej się uszarpałem. Część tego co poprzednio musiałem obnosić, teraz, dzięki rozlaniu się Widawy dość szeroko jestem w stanie po prostu opłynąć!
Około 11:00 docieram już na tradycyjne miejsce obiadowe.
Tam popas przy ognisku (słabym, nie popisałem się). Kiełbaski, herbatka i piwo nealko. Rezygnuję z cygara, bo kosztowałoby mnie to kolejną godzinę. I tak leżakowanie trwa do 13:00.
Przede mną jeszcze jakieś 2, może 3 godziny. Raczej się spieszę, bo w lutym źle policzyłem czas do zachodu słońca, było też znacznie ciężej i kończyliśmy spływ (wtedy z kumplem) przy czołówce w kompletnych ciemnościach. Teraz, tym bardziej, że samotnie, to nie uśmiecha mi się płynięcie po ciemku. No i płynę sobie dalej.
Okazuje się, że nie jest tak źle, nadal sporo przeszkód udaje mi się pokonać bez wychodzenia na brzeg. Mijam miejsce znane mi z przymusowej kąpieli sprzed 2 lat (też zimą).
Około 15tej dopływam do mostu w Chrząstawie.
Dzwonie po transport. Czekając na samochód, załapałem się jeszcze na pięknie pomalowane niebo.
No i jazda do domu. Był to bardzo przyjemny spływ. Samotny - czasami potrzebuję takiego sam na sam ze sobą. Nie umordowałem się też za bardzo. Jedyne co to szkoda, że nie przyłożyłem się do ogniska lepiej. No i miałem jeszcze spory zapas czasu - można było go wykorzystać do końca, może płynąc wolniej, może leniuchując dłużej. Na Widawę powrócę już w lutym, marcu. Tym razem popłyniemy dwójką z kolegą. To będzie taki prawie komercyjny spływ - zapłacił za niego kupę kasy, która poszła na cele charytatywne. Ten zeszłotygodniowy spływ to był też taki zwiad i przygotowanie do tego następnego.
I to by było na tyle. Nie wiem czy prawidłowo wkleiłem zdjęcia. Jak by co będę poprawiał.
Wesołych Świąt!
W ostatnią niedzielę, wybrałem się na spływ Widawą (dopływ Odry).
Można o mnie powiedzieć - spływacz widawski. Rzekę, a dokładnie ten odcinek przebyłem już kilkanaście razy. Wiem, brzmi jak obłęd.
Mam na nią jakieś 15 -20 minut samochodem, jest czysta, płynie na tym odcinku głownie lasem itd itp. Może jej jedyna wada to brak wody w lecie. To jedna z przyczyn, dla których uprawiam zasadniczo spływy jesienno-zimowo-wiosenne.
Ten był jesienny. Było całkiem ciepło, około 6 stopni. I to w cieniu
Odcinek od dolnego mostu w Zbytowej/Nowej Smolnej do mostu w Chrząstawie, ma jakieś 10-11 km.
Zaczyna się spokojnie, płynie się przez wieś. Jako, że stan wody tym razem jest naprawdę wysoki (wodowskaz w Zbytowej to 374 cm) to widać domy (no i mnie). Przy normalnych stanach płynie się w korytarzu trzcin i dość wysokich brzegów.
Woda przejrzysta. WIdać pozalewane chabezie. To bardzo dobry odcinek na ponowne oswojenie się z łódką. Tak też go wykorzystuję, bo ostatni raz byłem na wodzie chyba w lutym, też na tym odcinku, ale o tym może kiedy indziej. A! No i był ultra krótki spływ Prosną w lecie. O tym drugim może jeszcze będzie ultra krótka relacja.
Za wsią, po lewej pojawia się las. Z prawej dalej pola i kopalnia piasku. Po półgodzinie dopływam do mostu na trasie Oleśnica - Jelcz. To dla mnie taka symboliczna brama do tego co będzie się działo potem. Jak do tej pory, w zasadzie nie wychodziłem z kanu. Przez jakieś pojedyncze kłody przepchnąłem się górą - nawet za bardzo się nie spociłem.
No ale teraz zaczyna się crème de la crème…
Po kilkuset metrach pierwsza kłoda, potem zwałka, potem jeszcze jedna, kolejna i znowu i znowu… Tak będzie już prawie do końca. Sporo tego. Są i kilkuset metrowe odcinki spokojnego płynięcia. Przy tym stanie wody, sporo udaje się przeskoczyć górą, czasami z rozpędu, czami „na kicanego”, czasem trzeba wieść na pień i przeciągnąć kanu po kłodzie, balansując na niej. Czasem daję za wygraną i wysiadam na brzeg. Część dobrze znajomych przeszkód przez te 10 miesięcy zniknęła. Pojawiły się też nowe, zapewne po letnich i jesiennych wichurach. Ale i tak miałem wrażenie, że mniej się uszarpałem. Część tego co poprzednio musiałem obnosić, teraz, dzięki rozlaniu się Widawy dość szeroko jestem w stanie po prostu opłynąć!
Około 11:00 docieram już na tradycyjne miejsce obiadowe.
Tam popas przy ognisku (słabym, nie popisałem się). Kiełbaski, herbatka i piwo nealko. Rezygnuję z cygara, bo kosztowałoby mnie to kolejną godzinę. I tak leżakowanie trwa do 13:00.
Przede mną jeszcze jakieś 2, może 3 godziny. Raczej się spieszę, bo w lutym źle policzyłem czas do zachodu słońca, było też znacznie ciężej i kończyliśmy spływ (wtedy z kumplem) przy czołówce w kompletnych ciemnościach. Teraz, tym bardziej, że samotnie, to nie uśmiecha mi się płynięcie po ciemku. No i płynę sobie dalej.
Okazuje się, że nie jest tak źle, nadal sporo przeszkód udaje mi się pokonać bez wychodzenia na brzeg. Mijam miejsce znane mi z przymusowej kąpieli sprzed 2 lat (też zimą).
Około 15tej dopływam do mostu w Chrząstawie.
Dzwonie po transport. Czekając na samochód, załapałem się jeszcze na pięknie pomalowane niebo.
No i jazda do domu. Był to bardzo przyjemny spływ. Samotny - czasami potrzebuję takiego sam na sam ze sobą. Nie umordowałem się też za bardzo. Jedyne co to szkoda, że nie przyłożyłem się do ogniska lepiej. No i miałem jeszcze spory zapas czasu - można było go wykorzystać do końca, może płynąc wolniej, może leniuchując dłużej. Na Widawę powrócę już w lutym, marcu. Tym razem popłyniemy dwójką z kolegą. To będzie taki prawie komercyjny spływ - zapłacił za niego kupę kasy, która poszła na cele charytatywne. Ten zeszłotygodniowy spływ to był też taki zwiad i przygotowanie do tego następnego.
I to by było na tyle. Nie wiem czy prawidłowo wkleiłem zdjęcia. Jak by co będę poprawiał.
Wesołych Świąt!