Bystrzyca (wrocławska) 23/24-25 września 2022
- miandas
- Posty: 979
- Rejestracja: 17 gru 2020, 15:31
- Lokalizacja: wlkp
- moja flota: old town camden 120, gumotex solar, gumotex twist 2.1
- Dziękował(a):: 99 razy
- Podziekowano: 313 razy
- Kontakt:
Bystrzyca (wrocławska) 23/24-25 września 2022
Na Dolnym Śląsku mnie jeszcze nie było. Więc czemu nie Bystrzyca? Owiana mgiełką tajemniczości – mało relacji, sporadyczne opisy szlaku, ani zdjęć, ani nic.
Na wycieczkę udało mi się namówić sąsiada – Pawła.
W piątek wieczorem dodarliśmy do Mietkowa i tam, za zaporą zalewu Mietkowskiego zaczęliśmy szukać noclegu. Nie było to proste. Na mapach google wydawało się, że jest tam sporo miejsca i to była prawda ale teren brzegu okazał się pokaźną skarpą. Znalezienie przestrzeni na rozbicie namiotów zabrało nam prawie godzinę, a i tak byliśmy na pochyłej powierzchni, wśród jerzyn i pokrzyw. Jednak najważniejsze miejsce – na ognisko – udało się znaleźć takie, jak potrzeba, więc na plotkach i ogólnie pojmowanej degustacji upłynął nam, późny już, wieczór.
Jako że reprezentujemy kategorię wieku przedstarczego, uwinięcie się rano zajęło nam czas do 10.00. Niestety, w trakcie odstawiania samochodu na bezpieczny parking wbiłem się w zawody straży pożarnej (OSP), co opóźniło mój powrót na miejsce startu o prawie godzinę. Z tego wszystkiego na rzekę zeszliśmy o 11.30.
Nurt wydawał się spokojny. Nie podobało nam się jedynie, że rzeką płynie masa dziwnej piany ale bliskość zalewu Mietkowskiego i tamy tłumaczyła zjawisko. Okazało się, że sprawa nie jest tak prosta.
Po niecałym kilometrze, a może nawet szybciej, skończyła się taryfa ulgowa. Nurt nagle przyspieszył i dosłownie wbiło nas w wiszące nisko nad wodą łozy. Zaraz za nimi zator z piany grubej na ponad metr spowodował, że cali, łącznie z kajakami, wiosłami oraz naszymi marnymi kadłubami, pokryliśmy się nieprzyjemną, lepką, szarą mazią. Ta piana, w różnym natężęniu, będzie nam towarzyszyć już do końca spływu.
Tymczasem sprawa zrobiła się poważna. Bardzo szybki nurt i liczne zwałki i/lub łozy spowodowały, że przez cały czas, bez wytchnienia, walczyliśmy z żywiołem. Jeśli przypominacie sobie (nie mówię wszak do dzieci) filmy z Brucem Lee, w scenach walki przeciwko chmarze nieprzyjaciół, to my właśnie Go przypominaliśmy oganiając się od gałęzi, kładąc się w kajakach, natychmiast podrywając do góry, by następnie podciągać się na rękach, odpychać wiosłem itp. W takich okolicznościach przyrody straciłem okulary – próbowałem wyrwać wiosło zaplątane w gałęzie, które nagle odbiło i dostałem centralnie w pysk. Po zmianie o mały włos straciłbym kolejne - zapasowe. Na szczęście jedną z soczewek, która wypadła przy przeciskaniu pod konarem, znalazłem w kajaku, zręcznie wprawiłem w oprawkę i odetchnąłem z ulgą.
Przy kolejnych pomiarach odległości względem punktów charakterystycznych odkryłem, że opis trasy jest skrócony o 2 km.
Przed pierwszą spodziewaną przenioską na jazie w Kamionnej, ok 2km, nieopisany próg – spływalny.
Jaz w Kamionnej – wg opisu na 37,5 km, czyli od startu jakieś 9 km – w rzeczywistości wypadł nam po ok. 11km. Teraz UWAGA: należy lądować po lewej stronie PRZED ZNAKIEM ostrzegawczym. My zapuściliśmy się dalej – bliżej jazu, jak zresztą zwykle robimy. Paweł poszedł na zwiady i okazało się, że przenioska w tym miejscu jest bardzo nieprzyjemna. Postanowiliśmy zawrócić i to o mały włos nie skończyło się katastrofą – bardzo silny nurt (rzeka do jazu zakręca w lewo pod kątem 90 stopni i błyskawicznie nabiera prędkości, choć już wcześniej nieźle rwie) uniemożliwiał przemieszczanie się. Pracowałem wiosłem z całych sił prawie nie przesuwając się do przodu. W końcu opadłem z sił. Całe szczęście, że ręką dosięgnąłem trawy, to pozwoliło ochłonąć i tak, metr po metrze, w końcu dotarliśmy do miejsca bardziej przyjaznego (jw.).
Potem, aż do Kątów Wrocławskich jest dość fajnie. Nieco mniej zwałek (ale nadal dużo), kilka (9?) prożków, przy naszym stanie wody bardziej bystrz – to dawało frajdę pływania.
Na postój zdecydowaliśmy się w lesie. Nie na długo, bo rzuciły się na nas całe armie wygłodniałych komarów.
Jaz przed Kątami Wrocławskimi opisany jako do przeniesienia, okazał się łatwy, bez dużego odwoju i zdecydowaliśmy się go spłynąć.
Po przepłynięciu pod mostami autostrady A4 i drogą wojewódzką, może 1.5 km dalej, zdecydowaliśmy się na nocleg (mniej więcej na wysokości Sośnicy). Byliśmy zmęczeni, była już 18.30 i robiła się powoli szarówka. Nie było sensu ryzykować dalszego spływu. Namioty na samym brzegu, pod dwoma wielkimi dębami, które bombardowały nas gradem żołędzi. W związku z obfitością tychże, rano zostaliśmy zaatakowani przez desant dzików. Byłem w szoku: szybki nurt, a te bestie płynęły w poprzek rzeki, jak na basenie. Co więcej – kiedy narobiłem hałasu, zgrabnie – niczym motorówki, zawróciły i zniknęły w zaroślach na przeciwległym brzegu.
Kilometr od naszego miejsca noclegu, po lewej stronie zadaszone wiaty i dobre wyjście na brzeg.
W Sadowicach (25 km wg opisu szlaku) przenioska lewą stroną przy jazie.
Kolejna przenioska przy jazie w Skałce (19km) – również lewą stroną, na szczęście krótka. Robi się klimat podmiejski: na brzegach spacerowicze, rowery, rodziny.
Ale nie na rzece. Nadal są zwałki, choć w różnym natężeniu. Są na szczęście również odcinki, gdzie spokojnie możemy cieszyć się rzeką, nurt również nieco zwolnił. Duże wrażenie robią na mnie olbrzymie drzewa rosnące tuż nad wodą: wielkie dęby, strzeliste topole i olchy. Są również wielkie kępy ładnych krzewów o dużych liściach i małych białych kwiatach (tak, tak) w takich jakby gronach. Widzę również drzewa, których nigdy wcześniej nie widziałem – czuję się jak na jakiejś innej planecie.
Dopływamy do Samotworu. Po lewej stronie próg – skrót do Strzegomki, który może być alternatywą do przenioski, którą po chwili zaliczaliśmy.
Jaz w Samotworze (14.5 km) opisywany jest jako spływalny pod warunkiem podniesionej przegrody. Otóż oceniliśmy, że absolutnie nie nadaje się do przepłynięcia. Przenioska lewym brzegiem.
Jakieś 500 metrów dalej nurt rodziela się – główny biegnie w lewo, taki jakby bypass – prosto. Początkowo próbujemy płynąć w lewo, jednak zaraz nadziewamy się na wielki zator. 100 metrów pod prąd i lądujemy w obejściu, które nie jest wcale łatwiejsze. Przy kolejnym manewrze koło zwalonego pnia o mało nie gubię wiosła.
W dalszym ciągu, w Jarnołtowie (14.5 km), czekają nas dwa progi opisywane jako spływalne – jeden zaraz za drugim, w odległości niecałych 500 metrów. Pierwszy, dwustopniowy – owszem. Drugiego nie ryzykujemy – 3 dość wysokie stopnie i spory odwój.
Przy przeniosce Paweł sasięga języka – pół kilometra dalej można przybić do brzegu w miejscu, gdzie bez problemu dojedzie samochód. Pomimo tego, że dzień się jeszcze nie skończył, decydujemy się przerwać spływ i tam przyjeżdża po nas zięć Pawła.
W ciągu dwóch dni pokonaliśmy 2 razy po 17 km, w sumie 34.
A kępy piany towarzyszyły nam do końca.
W przygotowaniach do spływu korzystałem ze strony kajak.org, która obecnie nie działa oraz z opisu broszurce „Atlas turystyki wodnej Dolnego Śląska” który to opis jest zerżnięty 1:1 z opisu na kajak.org.
Na wycieczkę udało mi się namówić sąsiada – Pawła.
W piątek wieczorem dodarliśmy do Mietkowa i tam, za zaporą zalewu Mietkowskiego zaczęliśmy szukać noclegu. Nie było to proste. Na mapach google wydawało się, że jest tam sporo miejsca i to była prawda ale teren brzegu okazał się pokaźną skarpą. Znalezienie przestrzeni na rozbicie namiotów zabrało nam prawie godzinę, a i tak byliśmy na pochyłej powierzchni, wśród jerzyn i pokrzyw. Jednak najważniejsze miejsce – na ognisko – udało się znaleźć takie, jak potrzeba, więc na plotkach i ogólnie pojmowanej degustacji upłynął nam, późny już, wieczór.
Jako że reprezentujemy kategorię wieku przedstarczego, uwinięcie się rano zajęło nam czas do 10.00. Niestety, w trakcie odstawiania samochodu na bezpieczny parking wbiłem się w zawody straży pożarnej (OSP), co opóźniło mój powrót na miejsce startu o prawie godzinę. Z tego wszystkiego na rzekę zeszliśmy o 11.30.
Nurt wydawał się spokojny. Nie podobało nam się jedynie, że rzeką płynie masa dziwnej piany ale bliskość zalewu Mietkowskiego i tamy tłumaczyła zjawisko. Okazało się, że sprawa nie jest tak prosta.
Po niecałym kilometrze, a może nawet szybciej, skończyła się taryfa ulgowa. Nurt nagle przyspieszył i dosłownie wbiło nas w wiszące nisko nad wodą łozy. Zaraz za nimi zator z piany grubej na ponad metr spowodował, że cali, łącznie z kajakami, wiosłami oraz naszymi marnymi kadłubami, pokryliśmy się nieprzyjemną, lepką, szarą mazią. Ta piana, w różnym natężęniu, będzie nam towarzyszyć już do końca spływu.
Tymczasem sprawa zrobiła się poważna. Bardzo szybki nurt i liczne zwałki i/lub łozy spowodowały, że przez cały czas, bez wytchnienia, walczyliśmy z żywiołem. Jeśli przypominacie sobie (nie mówię wszak do dzieci) filmy z Brucem Lee, w scenach walki przeciwko chmarze nieprzyjaciół, to my właśnie Go przypominaliśmy oganiając się od gałęzi, kładąc się w kajakach, natychmiast podrywając do góry, by następnie podciągać się na rękach, odpychać wiosłem itp. W takich okolicznościach przyrody straciłem okulary – próbowałem wyrwać wiosło zaplątane w gałęzie, które nagle odbiło i dostałem centralnie w pysk. Po zmianie o mały włos straciłbym kolejne - zapasowe. Na szczęście jedną z soczewek, która wypadła przy przeciskaniu pod konarem, znalazłem w kajaku, zręcznie wprawiłem w oprawkę i odetchnąłem z ulgą.
Przy kolejnych pomiarach odległości względem punktów charakterystycznych odkryłem, że opis trasy jest skrócony o 2 km.
Przed pierwszą spodziewaną przenioską na jazie w Kamionnej, ok 2km, nieopisany próg – spływalny.
Jaz w Kamionnej – wg opisu na 37,5 km, czyli od startu jakieś 9 km – w rzeczywistości wypadł nam po ok. 11km. Teraz UWAGA: należy lądować po lewej stronie PRZED ZNAKIEM ostrzegawczym. My zapuściliśmy się dalej – bliżej jazu, jak zresztą zwykle robimy. Paweł poszedł na zwiady i okazało się, że przenioska w tym miejscu jest bardzo nieprzyjemna. Postanowiliśmy zawrócić i to o mały włos nie skończyło się katastrofą – bardzo silny nurt (rzeka do jazu zakręca w lewo pod kątem 90 stopni i błyskawicznie nabiera prędkości, choć już wcześniej nieźle rwie) uniemożliwiał przemieszczanie się. Pracowałem wiosłem z całych sił prawie nie przesuwając się do przodu. W końcu opadłem z sił. Całe szczęście, że ręką dosięgnąłem trawy, to pozwoliło ochłonąć i tak, metr po metrze, w końcu dotarliśmy do miejsca bardziej przyjaznego (jw.).
Potem, aż do Kątów Wrocławskich jest dość fajnie. Nieco mniej zwałek (ale nadal dużo), kilka (9?) prożków, przy naszym stanie wody bardziej bystrz – to dawało frajdę pływania.
Na postój zdecydowaliśmy się w lesie. Nie na długo, bo rzuciły się na nas całe armie wygłodniałych komarów.
Jaz przed Kątami Wrocławskimi opisany jako do przeniesienia, okazał się łatwy, bez dużego odwoju i zdecydowaliśmy się go spłynąć.
Po przepłynięciu pod mostami autostrady A4 i drogą wojewódzką, może 1.5 km dalej, zdecydowaliśmy się na nocleg (mniej więcej na wysokości Sośnicy). Byliśmy zmęczeni, była już 18.30 i robiła się powoli szarówka. Nie było sensu ryzykować dalszego spływu. Namioty na samym brzegu, pod dwoma wielkimi dębami, które bombardowały nas gradem żołędzi. W związku z obfitością tychże, rano zostaliśmy zaatakowani przez desant dzików. Byłem w szoku: szybki nurt, a te bestie płynęły w poprzek rzeki, jak na basenie. Co więcej – kiedy narobiłem hałasu, zgrabnie – niczym motorówki, zawróciły i zniknęły w zaroślach na przeciwległym brzegu.
Kilometr od naszego miejsca noclegu, po lewej stronie zadaszone wiaty i dobre wyjście na brzeg.
W Sadowicach (25 km wg opisu szlaku) przenioska lewą stroną przy jazie.
Kolejna przenioska przy jazie w Skałce (19km) – również lewą stroną, na szczęście krótka. Robi się klimat podmiejski: na brzegach spacerowicze, rowery, rodziny.
Ale nie na rzece. Nadal są zwałki, choć w różnym natężeniu. Są na szczęście również odcinki, gdzie spokojnie możemy cieszyć się rzeką, nurt również nieco zwolnił. Duże wrażenie robią na mnie olbrzymie drzewa rosnące tuż nad wodą: wielkie dęby, strzeliste topole i olchy. Są również wielkie kępy ładnych krzewów o dużych liściach i małych białych kwiatach (tak, tak) w takich jakby gronach. Widzę również drzewa, których nigdy wcześniej nie widziałem – czuję się jak na jakiejś innej planecie.
Dopływamy do Samotworu. Po lewej stronie próg – skrót do Strzegomki, który może być alternatywą do przenioski, którą po chwili zaliczaliśmy.
Jaz w Samotworze (14.5 km) opisywany jest jako spływalny pod warunkiem podniesionej przegrody. Otóż oceniliśmy, że absolutnie nie nadaje się do przepłynięcia. Przenioska lewym brzegiem.
Jakieś 500 metrów dalej nurt rodziela się – główny biegnie w lewo, taki jakby bypass – prosto. Początkowo próbujemy płynąć w lewo, jednak zaraz nadziewamy się na wielki zator. 100 metrów pod prąd i lądujemy w obejściu, które nie jest wcale łatwiejsze. Przy kolejnym manewrze koło zwalonego pnia o mało nie gubię wiosła.
W dalszym ciągu, w Jarnołtowie (14.5 km), czekają nas dwa progi opisywane jako spływalne – jeden zaraz za drugim, w odległości niecałych 500 metrów. Pierwszy, dwustopniowy – owszem. Drugiego nie ryzykujemy – 3 dość wysokie stopnie i spory odwój.
Przy przeniosce Paweł sasięga języka – pół kilometra dalej można przybić do brzegu w miejscu, gdzie bez problemu dojedzie samochód. Pomimo tego, że dzień się jeszcze nie skończył, decydujemy się przerwać spływ i tam przyjeżdża po nas zięć Pawła.
W ciągu dwóch dni pokonaliśmy 2 razy po 17 km, w sumie 34.
A kępy piany towarzyszyły nam do końca.
W przygotowaniach do spływu korzystałem ze strony kajak.org, która obecnie nie działa oraz z opisu broszurce „Atlas turystyki wodnej Dolnego Śląska” który to opis jest zerżnięty 1:1 z opisu na kajak.org.
droga zawsze nagradza
- Strażowy
- Posty: 1000
- Rejestracja: 17 gru 2020, 16:30
- moja flota: Gumotex x 2 : "Solar" & " Safari " 😁 💪
- Dziękował(a):: 573 razy
- Podziekowano: 169 razy
Re: Bystrzyca (wrocławska) 23/24-25 września 2022
Cóż powiedzieć - pysznie mieliśta i nie mam tu na myśli jedynie grilla " Made in Włodek" .....zaczynając od" piano-myjni", przez jazdę bez trzymanki , okraszonej dramaturgią strat i ewentualnych strat a na znalezisku nietypowych i nieznanych przedstawicieli drzewostanu ojczyźnianej ziemi .
Miłe foty pięknie dokumentują ten czas....liczę że jak zwykle zrobiłeś materiał filmowy - już niecierpliwie czekam na tą produkcję ....bravo Wy !!!
Miłe foty pięknie dokumentują ten czas....liczę że jak zwykle zrobiłeś materiał filmowy - już niecierpliwie czekam na tą produkcję ....bravo Wy !!!
" Przygoda warta jest każdego trudu ..." - Arystoteles
Pozdrawiam
Pozdrawiam
- miandas
- Posty: 979
- Rejestracja: 17 gru 2020, 15:31
- Lokalizacja: wlkp
- moja flota: old town camden 120, gumotex solar, gumotex twist 2.1
- Dziękował(a):: 99 razy
- Podziekowano: 313 razy
- Kontakt:
Re: Bystrzyca (wrocławska) 23/24-25 września 2022
Grill pierwszego wieczoru był made by spar, drugiego - Paweł. Kiełbaski ze Spara były... hm, zjadliwe. Paweł przygotował wyśmienitą pierś z kurczaka. I to było dobre
droga zawsze nagradza
- Ra$
- Posty: 915
- Rejestracja: 17 gru 2020, 15:30
- Lokalizacja: Kraków
- moja flota: Canoe, żagle i inne pływadła
- Dziękował(a):: 426 razy
- Podziekowano: 167 razy
Re: Bystrzyca (wrocławska) 23/24-25 września 2022
Dzięki za w zasadzie pioniersko odkrywczą relację z wyprawy. Mam rodzinę we Wrocławiu i mogłbym kiedyś powtórzyć wasz wyczyn, choć z relacji wiem że łatwo nie będzie:)
- miandas
- Posty: 979
- Rejestracja: 17 gru 2020, 15:31
- Lokalizacja: wlkp
- moja flota: old town camden 120, gumotex solar, gumotex twist 2.1
- Dziękował(a):: 99 razy
- Podziekowano: 313 razy
- Kontakt:
Re: Bystrzyca (wrocławska) 23/24-25 września 2022
Należy śledzić poziom wody, który jest bardzo zależny od spustu w Mietkowie. Próbowałem się dowiedzieć przed spływem, czy nie planują żadnej niespodzianki ale na zaporę nie znalazłem telefonu, a Wody Polskie nie odbierały.Ra$ pisze:Dzięki za w zasadzie pioniersko odkrywczą relację z wyprawy. Mam rodzinę we Wrocławiu i mogłbym kiedyś powtórzyć wasz wyczyn, choć z relacji wiem że łatwo nie będzie:)
droga zawsze nagradza
- miandas
- Posty: 979
- Rejestracja: 17 gru 2020, 15:31
- Lokalizacja: wlkp
- moja flota: old town camden 120, gumotex solar, gumotex twist 2.1
- Dziękował(a):: 99 razy
- Podziekowano: 313 razy
- Kontakt:
Re: Bystrzyca (wrocławska) 23/24-25 września 2022
Tak. posiada go już dobrych kilka miesięcy ale dopiero teraz był debiut. Przy okazji, powiedziałbym... chrzest bojowy. Bardzo nam się owe kajaki przyadły
Można zobaczyć ich możliwości na filmiku, który już zamieściłem w sąsiednim dziale
droga zawsze nagradza
- Włodek
- Posty: 1118
- Rejestracja: 21 gru 2020, 01:10
- Lokalizacja: Siedlce
- moja flota: Canoe Wichita (prospector)
- Dziękował(a):: 409 razy
- Podziekowano: 441 razy
Re: Bystrzyca (wrocławska) 23/24-25 września 2022
Jako posiadacz jednego pływadła jam z Wami do jednego stołu niegodzien siadać - mnie tylko wasze stopy całować.
- miandas
- Posty: 979
- Rejestracja: 17 gru 2020, 15:31
- Lokalizacja: wlkp
- moja flota: old town camden 120, gumotex solar, gumotex twist 2.1
- Dziękował(a):: 99 razy
- Podziekowano: 313 razy
- Kontakt:
Re: Bystrzyca (wrocławska) 23/24-25 września 2022
jak wiesz, to rodzaj wyścigu zbrojeń. Na szczęście wydaje mi się, że już mogę osiąść na laurach - mam takie łódki, jakich potrzebuję.
droga zawsze nagradza
- Łysy
- Posty: 277
- Rejestracja: 17 gru 2020, 18:51
- Lokalizacja: Kraków
- moja flota: Gumotex: Solar, Safari, Seawave
- Dziękował(a):: 265 razy
- Podziekowano: 153 razy
Re: Bystrzyca (wrocławska) 23/24-25 września 2022
Tej Bystrzycy jeszcze nie znam. Relacja przypomina trochę scenariusz jakiegoś filmu grozy. Ważne, że poza okularami obyło się bez uszczerbku zarówno w sprzęcie jak i i zdrowiu. Piana istotnie nie wygląda zbyt zachęcająco, udało się Wam ustalić co jest jej źródłem?